Halina Birenbaum
Z Haliną Birenbaum, polsko-izraelską pisarką, poetką, Superbohaterką 2017, rozmawia Monika Tutak-Goll – “Wysokie obcasy”
MT: W trudnym momencie przylatujesz do Polski. Mamy już podpisaną przez prezydenta nową ustawę o IPN-ie, premier Morawiecki mówił przed chwilą o żydowskich, rosyjskich, ukraińskich, niemieckich zbrodniarzach, zrównując wszystkich, prawicowi publicyści wypuszczają antysemickie teksty, atakują Polin.
HB: Wiem, w jakiej atmosferze przebiegała ostatnia rocznica Marca ’68. Ale antysemityzm nie jest dla mnie niczym nowym. On w Polsce był zawsze. Może teraz jest bardziej jawny, można by powiedzieć – oficjalny. To, co się dzieje w kraju, bardzo mnie boli. Kto mi wytłumaczy, jak to jest, że można napisać, tak jak doktor habilitowany Tomasz Panfila, że „po agresji Niemiec na Polskę sytuacja Żydów nie wyglądała bardzo źle” i potem jeszcze otrzymać odznaczenie od minister edukacji „za szczególne zasługi dla oświaty”? Przeżyłam getto i cztery obozy: Majdanek, Auschwitz, Ravensbruck, Neustadt-Glewe. Kto mi to wytłumaczy?
MT: Ewa Kurek, historyczka, która twierdzi, że getta budowali Żydzi i na dodatek dobrze się w nich bawili, dostała właśnie nagrodę im. Jana Karskiego.
HB: Kto jej ją przyznał?
MT: Wręcza ją Konsulat Generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Nowym Jorku i Komitet Dialogu Polsko-Żydowskiego, który skupia przedstawicieli nowojorskiego oddziału Kongresu Polonii Amerykańskiej.
HB: Mnie się pięści zaciskają. Słyszałam, co Ewa Kurek opowiada: że Żydzi w getcie dobrze się bawili. To ja jej odpowiem: na samym początku, jak powstało getto, wieczorami rzeczywiście spotykaliśmy się, czytaliśmy książki, w domu był patefon, dodawaliśmy sobie sił. Mój brat nauczył mnie wtedy tańczyć, wziął mnie na swoje nogi, tańczyliśmy tango. Z całej mojej rodziny ocalałam tylko ja i brat. Matka, ojciec, brat Chilek, ukochana bratowa, wszyscy moi bliscy zginęli w obozach koncentracyjnych, matkę zagazowano na Majdanku, ojca zamordowano w Treblince, Chilek i Hela zmarli w Oświęcimiu.
Ewa Kurek opowiada, że Żydzi się w getcie nawet się opalali, tak mieli dobrze. Tak, na początku getta siedziałam jeszcze w oknie, bo miałam gdzie mieszkać, to może i słońce mnie złapało. Potem chowałam się z matką po strychach, bunkrach, piwnicach, z których nie wychodziłyśmy nawet po dwa, trzy tygodnie. Opowiadałam to już, ale powiem raz jeszcze: kiedyś, podczas łapanki, schowaliśmy się z dziećmi na strychu, w komórce znajdującej się w ścianie strychu. Nad nami siedziała na półce dwójka dzieci: dorośli zamknęli nas na kłódkę i zastawili połamanymi drzwiami. My siedziałyśmy na dolnej półce, tamte dzieci na górnej. Jedno miało cztery lata, drugie sześć. W pewnym momencie hitlerowcy weszli na strych. Sprawdzali każdy kąt. Dzieci, które siedziały nad nami, zsikały się nam na głowy, ze strachu. Dorośli przyszli po nas dopiero wieczorem, kiedy było już bezpiecznie.
Miałaś wtedy 11 lat.
Tak wyglądało moje beztroskie dzieciństwo, tak właśnie się bawiłam. Na ulicach wszędzie leżeli ludzie, w porwanych szmatach, spuchnięci z głodu, martwi przykryci gazetami, z kamieniami dookoła, żeby ich omijać. Pełno było żebraków, każdy prosił o kawałek chleba. Ja mam to wszystko w sobie.
Nagroda dla tej pani to kompromitacja. Żeby mówić coś takiego o miejscu, gdzie tyle krwi się przelało, gdzie były takie tragedie? Żeby nie można było tworzyć nowego rozdziału? Ale spokojnie, rządy się zmieniają.
Jesteś dobrej myśli?
Ludzie nie są wieczni, nikt z nas nie jest wieczny. I żaden ustrój też. Były takie ustroje, które wydawały się nie do zwyciężenia: stalinizm czy komunizm, a jednak udało się, nie ma ich. Trzeba czasu, dojdą do władzy nowi ludzie, którzy myślą inaczej, wolnościowo. Jest ich w Polsce mnóstwo. Widzę to po wiadomościach do mnie: piszą ci, którzy czytają moje książki, którzy czytają moje wywiady, dostaję bardzo pozytywne, wspierające listy, więc wierzę, że ta zła fala się odwróci. Wierzę w ludzi.
Oczywiście, zdarzają się tacy, którzy „radzą”, bym zabrała głos w sprawie żydowskiej policji: „Przecież pisała o tym pani w swoich książkach, niech pani teraz o tym powie głośno!” Tak, była żydowska policja, ale czy ona reprezentowała cały naród? W każdym narodzie są podli ludzie, więzienia są pełne i w Polsce, i co, są czy to już przedstawia naród? Czy to świadczy o wszystkich Polakach? Nie. Nie wolno zapomnieć też o tym, że do żydowskiej policji wstępowali ludzie, którzy chcieli przeżyć. Hitlerowcy wydali wyrok śmierci na cały naród żydowski. Myśmy mieli nie być. Jesteś zabroniony, masz umrzeć. Nas mordowano od maleństwa do najstarszego, dlatego tylko, że Żyd. I ludzie wymyślali wszelkie, wszelkie sposoby ratunku siebie i swoich najbliższych. Nie było wyroku na cały naród polski. A na nas był. I tu jest różnica. I dlatego nie można, nie wolno tego porównywać.
Dlaczego po wojnie wyjechałaś z Polski?
Z powodu antysemityzmu. Miałam 15 lat, kiedy opuściłam kraj. Ale mówię po polsku, myślę po Polsku, tyle rzeczy w Polsce kocham! Wyjechałam, bo kiedy spacerowałam po ulicy w krótkim rękawie, z numerem moim obozowym na wierzchu 48693, to słyszałam: „ o popatrz Ludka, tylu ich zabijali, a tylu ich jeszcze zostało!”. Kiedy w szkole trzeba się było przeżegnać, dwa miesiące po moim wyzwoleniu, nie wiedziałam, co robić z rękami: znowu mur wyrósł przede mną, znowu byłam inna. Wszyscy podnoszą ręce, modlą się, a ja stoję jak głupia i nie wiem, co zrobić. Przeżegnałam się w końcu, jak umiałam. Następnego dnia na mojej ławce położono mi na stole „List do Żydów polskich” Tuwima. Żeby mi pokazać, że jestem Żydówką. Jestem do Polski bardzo przywiązana, znam polską historię, bo jej się uczyłam, tu się urodziłam i przeżyłam lata z moją rodzina, której już nie ma. Ale kiedy byłam po latach w Oświęcimiu i znajoma, która prowadziła auto, zapytała jakiegoś mężczyznę, czy możemy tu zaparkować, że ma gościa z Izraela, usłyszałam: „nie szkodzi, nie szkodzi, ja nawet lubię Żydów”. Wyobrażasz sobie? „nie szkodzi, że jest Żydówką”. Takie teksty są dla mnie bolesne. Ale nie poddaję się.
Od 1954 roku jeździsz po świecie, spotykasz się z młodzieżą i opowiadasz swoją historię, mówisz o Zagładzie.
Mam już prawie 90 lat i nie przestaję jeździć. Setki tysięcy ludzi wysłuchały mnie przez te lata, jeżdżę kilka razy w roku.
Za każdym razem jak jestem tydzień gdzieś, to zawsze mam po dwa spotkania dziennie, po trzysta osób na jednym, więc tysiąc osób w ciągu dnia słucha mojej historii.
Ostatnio byłam w Izraelu na spotkaniu z młodymi ludźmi, a w styczniu w Berlinie. Wkrótce jadę do Hiszpanii – na spotkanie ze mną zapisało się tysiąc studentów. Chcą mnie posłuchać. A ja chcę mówić, co spotkało mnie na dnie tego piekła.
Co im jeszcze mówisz? Jak uczulasz na mowę nienawiści?
Jestem w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej, jestem Człowiekiem Pojednania. Opowiadam ludziom, czym było zło. Nie zajmuję się polityką. Opowiadam prawdę: że byli Polacy, że byli nawet SS-mani, którzy ratowali mi życie. Jeden mnie uratował przy selekcji w Oświęcimiu – kiedy nie chciałam oddać swojej bratowej Heli, gdy skazali ją na śmierć. Ścisnęłam ją wtedy mocno, stałyśmy nagie, wszystkie kobiety z baraku, lał deszcz, krzyknęłam, że jej nie oddam, bo to jest moje wszystko, ją kocham, to jest moja matka, moja siostra, tylko ona mi została. „Dobra, to idziesz z nią”, powiedział SS-man. Ale ja nie idę. Rozpaczam. I jeden z nich mówi: „Milcz!” i pokazał mi ogień z komina. „Jak nie umilkniesz będziesz tam. A jak umilkniesz, to ja cię puszczę.” Zamilkłam. Kazał wykreślić nasze dwa numery. Hela umarła potem, wykończyła się zupełnie, chorowała, trzy miesiące przeżyła w Oświęcimiu. Ja byłam do końca. W 1945 roku, w styczniu, chciałam porozmawiać przez druty z koleżanką, wolno było tam stać. Ale postrzelił mnie Niemiec – celował w serce, kula zatrzymała się przy płucach. Uszkodziła mi nerw, nie mogłam ruszać lewą ręką. To był już moment kiedy nie było już krematorium, nie było już komór gazowych, wszystko było burzone, już zacierali ślady, bo Rosjanie byli bardzo blisko. Niemcy nie robili tez selekcji – kto był chory, to kula na pryczy w głowę. Wzięli mnie do szpitala, czekałam dwa dni, krew się ze mnie lała, przyszedł Niemiec, byłam pewna, że mnie zastrzeli. Zapytał, co się stało, a potem kazał mnie umyć, ubrać i przenieść na męski łagier, żeby mi wyjąć ta kulę. Czemu tak zrobił? Nie wiem.
Darował ci życie.
On mógł mnie zastrzelić, a nie zrobił tego. To też opowiadam tej młodzieży. I opowiadam o Stasi sztubowej, Polce, która uratowała mi życie. Była odpowiedzialna za nasz korytarz w baraku. Surowa, ostra, chłodna. Ale kiedyś zawołała mnie do siebie i tak po prostu dolała mi zupy. A jak miałam tyfus i ona sobie gotowała makaron w piecu – pozwoliła mi wypić wodę z tego makaronu, nie wolno jej było tego zrobić. Jakie to było ciepłe, słone, dobre, jakie to było wspaniałe!
A potem, kiedy nie wiedziałyśmy już z więźniarkami, jaki jest dzień, jaka data, jak godzina, ona dowiedziała się gdzieś, że jest święto Żydów, Jon Kipur. I kiedy zawołali nas, żeby iść po kawę – trzeba było dźwigać żelazne kotły, ciężkie, poślizgiwały się przy tym kobiety i zalewały wrzątkiem, bo nie miały siły tego dźwigać – Stasia powiedziała: „dziś jest największe święto u Żydów, Żydówki nie mają żadnych dyżurów, nie będą targać garów z kawą”. A gdy się wieczorem pchałyśmy, żeby wejść z powrotem do baraku, Stasia stanęła naprzeciw drzwi na górnej kojce i powiedziała: „stańcie jak stoicie”. Zapaliła świece i dodała: „a teraz módlmy się, razem, żeby stąd wyjść, każdy w swojej modlitwie”. Tu palił się ten ogień z komina na zewnątrz, czarna noc, stoimy po cichu, kilkaset kobiet, najwięcej Żydówek, Ukrainki, Polki. Nigdy tego nie zapomnę, zawsze o tym opowiadam. Nie jestem religijna, od Oświęcimia przestałam wierzyć w to wszystko, w co moi rodzice wierzyli. Bo widziałam, jak zabijają ludzi, widziałam jak przywożą pociągi pełne Żydów, z całej Europy, potem ten ogień, ten zapach palonego mięsa, tym oddychałam i strachem, że jutro pojutrze też mnie tam wrzucą. Ale przetrwałam i pamiętam wszystko. Nie mogę dziś wierzyć w to, co moi rodzice, nie mogę pościć, kiedy jest święty dzień, dlatego że ja długo nie miałam co jeść. W ostatnim obozie przez 10 dni nie dawali nam nic, wtedy powiedziałam sobie: nigdy nie będę pościć więcej. Opowiadam tez ludziom, jak kiedyś uratowała mnie niemiecka kapo, w czasie Marszu Śmierci. Już nie miałam siły chodzić, rękę miałam bezwładną, jadłam śmieci, piłam śmieci, a kiedy ludzie pochylali się, hitlerowcy strzelali w głowę. Upadłam i wtuliłam się w ten śnieg na boku szosy. „Co z tobą?”, zapytała mnie kapo. Podniosła i wlokła całą drogę, aż spotkałam w tym marszu przyjaciółkę, ona mnie przejęła. Jestem zwykłą kobietą, która jeździ po świecie i opowiada, co przeżyła. Żeby ludzi przestrzec, żeby pamiętali i nigdy nie zapomnieli, do czego prowadzi nienawiść.
Zostałaś teraz Honorową Obywatelką Warszawy, byłaś honorowym gościem na obchodach 75-rocznicy wybuchu Powstania w Getcie, jesteś Superbohaterką Wysokich Obcasów.
Z jednej strony jest mi przykro odbierać te wszystkie tytuły w takiej atmosferze, nie czuję się z tym dobrze. Ale z drugiej strony – jest jeszcze pełno ludzi, którzy może mnie nie nienawidzą, może nawet lubią, a może i są tacy, którzy mnie kochają? Ci młodzi ludzie, z którymi się spotykam, nawet nie wiesz, jak oni słuchają. Może oni już do zła nie będą zdolni? Dlatego jeżdżę dalej.
Monika Tutak-Goll
Kategorie: Ciekawe artykuly, wspomnienia
To co Halina Birenbaum opowiada, trzeba nagrac, przetlumaczyc na kilka jezykow i prezentowac w szkolach i uniwersytetach aby nigdy nikt nie zapomnial ze nawet wobec smierci sa tez ludzie ktorzy ratuja od zwierzat ktore chca zabic swoje ofiary