Katarzyna Weintraub

Tysiące Polaków żydowskiego pochodzenia musiało opuścić Polskę po marcu´68. – To było tak, jakby ojczyzna nam wymówiła – wspomina w rozmowie z Deutsche Welle dziennikarka i tłumaczka Katarzyna Weintraub.
Protesty studenckie w Warszawie w marcu 1968 roku
DW: Myślisz często o marcu 1968 roku i o tych wszystkich pomarcowych wydarzeniach?
Nie, bardzo rzadko. Głównie wtedy, kiedy spotykam ludzi, którzy wtedy też wyjechali albo którzy ze mną wtedy studiowali. Ale w zasadzie bardzo rzadko do tego wracam, to już dawno za mną.
DW: Wyjechałaś z Polski razem z mężem w 1971 roku. Zostaliście do tego zmuszeni?
Na początku nie chcieliśmy wyjeżdżać, ale z biegiem czasu sprawy zaszły za daleko. W pewnym momencie poczułam się, jakby ktoś mnie strzelił w twarz i powiedział „ty parszywy Żydzie”. I wtedy pomyślałam sobie, że jeżeli będę miała dzieci, to nie chciałabym, żeby kiedykolwiek je coś takiego spotkało. Wtedy zdecydowałam się na wyjazd. Nie zostaliśmy formalnie zmuszeni do wyjazdu. To było raczej tak, jakby ojczyzna nam wymówiła. To było bardzo bolesne.
DW: Jak wyglądały przygotowania do wyjazdu?
Od momentu otrzymania tak zwanego „dokumentu podróży” mieliśmy miesiąc na zlikwidowanie wszystkiego w Polsce i znalezienie sobie nowego kraju. Poprzez ambasadę Holandii, która reprezentowała interesy Izraela w Polsce, trzeba było załatwić papier, że Izrael nas przyjmie. Ale myśmy wcale nie chcieli do Izraela. Wiele osób nie chciało do Izraela, bo w gruncie rzeczy nie byliśmy żadnymi syjonistami. Izrael był dla nas zupełnie obcym krajem, do którego wcale nas nie ciągnęło, chcieliśmy zostać w Europie. Rozmawiało się z ludźmi o tym, które kraje przyjmują, które kraje nie przyjmują. Niemcy nie przyjmowały, Francja nie przyjmowała, Anglia nie przyjmowała. Przyjmowały kraje skandynawskie. No więc poszliśmy do ambasady szwedzkiej, gdzie dostaliśmy promesę wizy do Szwecji i wyjechaliśmy. W Szwecji skończyłam studia, urodziło się tam moje pierwsze dziecko.
DW: Po wyjeździe z Polski mogłaś potem wracać do kraju?
Przez 17 lat nie mogłam. Raz mnie nawet z małym dzieckiem cofnięto w środku nocy z granicy, chociaż miałam już wtedy szwedzkie obywatelstwo, a Polska podpisała umowę o ruchu bezwizowym ze Szwecją. Ale istniały czarne księgi. Na granicy niemiecko-polskiej usłyszałam, że podjęłam już pewną decyzję w życiu i teraz ponoszę jej konsekwencje. Wtedy mieszkałam już w Niemczech. Mieszkałam też w Anglii, w Belgii. Teraz znowu żyję w Niemczech.
DW: Rozmawiamy w twoim berlińskim mieszkaniu. Czy to mieszkanie, czy może dom? Gdzie jest twój dom? I kim właściwie się czujesz? Polką, Szwedką, Niemką, Żydówką?
Po pierwsze jestem kobietą, po drugie jestem matką, po trzecie jestem Europejką, po czwarte jestem Polką, po piąte Żydówką. W takiej kolejności mniej więcej. To, co mnie łączy z żydostwem, to jest wspólnota losu. Natomiast to, co mnie łączy z Polską to cała reszta – język, historia, dzieciństwo. Jedynym miejscem, w którym czuje się w domu, jest Polska.
DW: Myślałaś o tym, jak potoczyłoby się Twoje życie, gdyby marcowi nie towarzyszyła ta antysemicka nagonka?
Myślę, że ono by się potoczyło tak jak potoczyło się później życie wszystkich moich przyjaciół, którzy nie wyjechali. Upadek PRL-u, tego systemu, był nieuchronny. Przecież antysemityzm marcowy nie był wyzwalaczem, tego, co się stało, tylko był skutkiem. Wyzwalaczem było to, że młodzież akademicka zaczęła się domagać demokratyzacji systemu i to w ramach tego systemu. Ale marzec właśnie dowiódł, że w ramach tego systemu nie da się tego zrobić.
DW: Czym tłumaczyć ten pomarcowy antysemityzm? Czy można powiedzieć, że to wina Gomułki i Moczara i my nie mamy z tym nic wspólnego?
W każdym kraju, a zwłaszcza w kraju niedemokratycznym, zdarzają się rzeczy, nad którymi nie można zapanować. I w momencie, kiedy wyciąga się taką hydrę jak antysemityzm po to, żeby ją instrumentalnie wykorzystać, to wystarczy iskra, żeby ten antysemityzm znowu wybuchł, bo on jest w Polsce i jest w polskim narodzie naprawdę głęboko zakorzeniony. I boje się, że teraz znowu dojdzie w Polsce do sytuacji, która wymknie się spod kontroli i to rzeczywiście może się bardzo źle skończyć. Zresztą nie widzę, żeby dzisiaj był wśród polityków ktoś, kto próbowałby to zastopować, ukrócić. Język prasy robi się bliski temu marcowemu. Jeżeli dziennikarz telewizji mówi o Żydach parchy, to przepraszam bardzo…
DW: Dużo złej energii towarzyszy obecnie sprawom polsko-żydowskim, polsko–izraelskim. Niepokoi Cię to? Czy w relacjach polsko-żydowskich coś zepsuto?
Zepsuto bardzo dużo. Przez dwa lata podróżowałam po Polsce zbierając materiały do książki o pamięci o polskich Żydach. Jeździłam po dawnych sztetlach – byłych polsko-żydowskich miasteczkach. Widziałam wiele pozytywnych inicjatyw, ludzi zaangażowanych w odkrywanie i pielęgnowanie pamięci o przeszłości tych miejsc. Brały w tym udział setki szkół, tysiące uczniów. I taki uczeń, który zgłębia polsko-żydowską historię swojego miasteczka, raczej nie pójdzie i nie nasika na macewę, nie kopnie jej, nie wywali. To było też kształtowanie postaw obywatelskich. Praca tych ludzi niestety idzie teraz na marne, to hańba. Takich rzeczy nie wolno robić.
Rozmawiał Wojciech Szymański, Deutsche Welle
Kategorie: Uncategorized
MEF > „Może dla odmiany Polsce podziękować?”
Polsce czyli rządowi PRL? Jeśli lubisz dziękować tym którzy cię opluwają i wykopują to dziękuj.
“Po pierwsze jestem kobietą, po drugie jestem matką, po trzecie jestem Europejką, po czwarte jestem Polką, po piąte Żydówką. ”
To dziwne, bo Pani Weintraub chyba nie wyjechała z Polski z tego powodu że była kobietą….?
I jeszcze w Niemczech mieszka…?
To dziwne….
Całkowicie się zgadzam z komentarzem MEF.
Izrael stanowczo zasługuje na więcej tekstów wspomnieniowych opisujacych jego wielka role w integrowaniu marcowych Emigrantów, budzeniu i budowaniu w nich dumnej żydowskiej tożsamości.
Izrael zasługuje aby to upamiętnić. Aby okazac wdziecznosc.
Bo historia marcowej emigracji to przeciez nie tylko tęskne wspominki z młodości świadczące o przywiązaniu do Polski i o goryczy wygnania z niej, ale przede wszystkim otwarcie nowych perspektyw przed młodymi polskimi Żydami po przyjeździe do kraju przodkow, który przyjął ich bez rezerwy.
Do Izraela, kraju w którym nareszcie mogli sie czuc u siebie. I ta cześć ich historii bedzie z pewnością bardziej ciekawa i inspirujaca niż smutne wspominki o kraju który ich wyrzucił.
Bo dzisiejsza rzeczywistość w Polsce jest najlepszym dowodem na to ze ówczesny wyjazd z niej, choc trudny i bolesny, okazal się dobra rzeczą.
Marek, mialam zaszczyt byc jedna z wielu, ktorzy dojechali do Izraela w 1968. Czuje dokladnie jak Ty, ze niewatpliwie udalo sie nam (a nie naszym rodzicom) zwinac manatki i pojechac do duzo lepszej rzeczywistosci. Izrael jest moim krajem, w ktorym czuje sie najlepiej i ktory wyprostowal mi kregoslup.
Izrael pomógł Żydom polskim opuścić Polskę. Żadne inne państwo nie ofiarowało obywatelstwa oprócz Izraela. Z mocy prawa powrotu. A to że jedyne państwo żydowskie na świecie było dla tylu państwem obcym, było wynikiem indoktrynacji antysyjonistycznej, czystką etniczną.
Izrael , biedny wtedy jak mysz kościelna, jeszcze usiany obozami przejściowymi uciekinierów z krajów Islamu, był mimo to gotów zaabsorbować każdego Żyda, bezwarunkowo.
Nawet nas, tych Żydów z boskiej łaski których żydostwo było definiowane przez wrogów, bo sami nie wiedzieliśmy kim jesteśmy. Mieliśmy być przecież ostatnim pokoleniem Żydów polskich. Dowodem że można rozwiązać “problem żydowski” przez odpowiednią indoktrynację.
A tu zamiast dziękować Izraelowi że ocalił od zapomnienia całe pokolenie “zasymilowanych” potomków Żydów, co roku słyszymy złorzeczenia na tych co nas z Polski wyrzucili.
Może dla odmiany Polsce podziękować? Za okazję rewizji światopoglądu i powrotu do tożsamości przodków?