Uncategorized

Lilak


Zenon Rogala

Była dokładnie w pół do trzeciej. Wiem to teraz, bo dopiero jak już wstałem na dobre zorientowałem się, że tego dziwnego esemesa ktoś mi nadał o tej dość nietypowej porze. Na moim Samsungu była wtedy dokładnie 02.27.35  Zresztą pora, jak pora, każda jest dobra tylko zależy na co. Niekiedy jak się zdarzy, że nie mogę zasnąć, to specjalnie torturuję się oglądaniem jakiegoś filmu w telewizji, aż jak to się mówi oczy same zaczną się kleić. Ale dzisiaj nie, dziś zasnąłem całkiem wcześnie, bo może była jedenasta, najdalej w pół do dwunastej. No i masz, w środku nocy ten esemes.

Jeszcze spałem zanim doszedłem do stołu, gdzie zwykle telefon na noc zostawiam i jeszcze spałem zanim wyszedłem z sypialni. Na moje szczęście Iwona się nie obudziła. Zachodziła bowiem poważna obawa, że zechce  kontynuować rozpoczęty wczoraj przed zaśnięciem, a przerwany moim snem monolog, dotyczący mego stosunku do życia, oraz oceny mojej osoby, prostaka, utracjusza i nie lada ladaco. Skoro pominąłem  milczeniem wczorajsze zaproszenie do dyskusji na własny temat, mogłem teraz spokojnie zapoznać się z treścią  nocnego esemesa. 

Czytam: „Przeważnie o tej porze marzę o tobie jak najgoręcej. Czuję prawie fizycznie twoją obecność przy mnie. Nikt poza tobą nie ma już prawa do mojego ciała, a jak się jeszcze bardziej postarasz to może będziesz miał wyłączność do mojej duszy. Chciałabym żebyś wiedział, że poza tobą nikogo nie mam na tym świecie i oby tak zostało. V”

Tekst przeczytałem chyba ze trzy razy. Najbardziej zafrapował mnie, jak należy przypuszczać problem kto za tym stoi, a zwłaszcza kto kryje się za tajemniczą literką V. Może jest ważne kto się kryje, kto za tym stoi, czy komu na tym zależy, ale najbardziej pasuje tu pytanie komu chodzi o to, żeby zakłócić moje spokojne życie emeryta.

Mój samsung nie dał mi odpowiedzi na temat kto jest nadawcą tego tekstu. Uparcie informował, że wiadomość pochodzi od „Nieznane.”

Ale jest w nim taka opcja „Odpowiedz.”

I to było dla mnie w sam raz, więc nacisnąłem. Ukazał się na ekranie cały zestaw możliwych do zastosowania cyfr, liter i znaków przestankowych czekających tylko, żebym hojnie korzystał z ich usług, w czasie tworzenia teksu odpowiedzi. Ponieważ całe życie chciałem uchodzić za mistrza skrótu, więc napisałem: „Nieznana mi V. Sprawdź dokładnie adresata, bo coś mi świta o świcie, że to komuś innemu dałaś prawo dostępu do twego ciała, i żałuję także, że to nie ja będę się starał o wyłączność na dostęp do twojej duszy. XYZ.”

Byłbym podłym kłamcą, dwulicowym kołtunem, rażącym swą pruderią Amerykaninem, fałszywym prorokiem każdej religii, gdybym komuś powiedział, że nocna korespondencja nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie codziennie dostaje się esemesy takiej treści, nie mówiąc o tym, że jeszcze rzadziej otrzymuje się je nocą i to całkiem niespodziewanie od nieznanego nadawcy. I choć prostokącik mojego Samsunga leży sobie teraz niby to obojętnie, ja jednak dobrze wiem, że i on cały aż chodzi z niecierpliwości i niepokoju, czy przyjdzie jeszcze dzisiaj jakaś odpowiedz i czy zagadka dużego V zostanie rozwiązana. Z samego rana prosił, żeby go doładować, aby nie zdarzyło się, że w chwili nadejścia oczekiwanej nowiny, on Samsung  nie będzie miał mocy, żeby to wszystko zapisać i dać mi do przeczytania. Sprawdziłem. Przez kabelek, cieniutki jak czarna pępowina, płynęła z ładowarki energia do największego cudu dwudziestego wieku. Nieruchomy, świetlisty ekranik odpoczywał po nocnej niespodziewanej pobudce i zbierał siły na dzienne spodziewane przeżycia. Piłem na czczo już drugą poranną kawę. Właściwie na czczo piłem tylko tę pierwszą, ale nie wnikajmy w szczegóły, bo  jakie to ma znaczenie, kiedy pije się z rana dwie kawy prawie jedną po drugiej.

Kończyłem tę drugą, gdy cios spadł na mnie niespodziewanie. 

„Nie wyprzesz się mnie już do końca swoich dni jam twoja i na wieki twoja.

Nie ukryjesz się pod żadnym trzyliterowym pseudonimie powstałym z końcowych liter alfabetu. Przygotuj się do realizacji swoich obietnic. Przypomnę ci tylko, że dałeś słowo, że zwiążesz swój przyszły los ze mną, że rzucisz dom i rodzinę, że spotkamy się jutro tam gdzie zawsze, bo ja jestem twoim wszystkim”. 

– O, Jasiu, tak się bawić nie będziemy. Bierz kajecik, ołówek i pisz – pomyślałem Kobuszewskim, ale tekst napisałem szybko i bez poprawek, oczywiście jednym paluszkiem po literce:

„Dobrze, wygrałaś. Jeszcze dziś pakuję swoje manatki, piszę pożegnalny list do żony i przyjeżdżam w to miejsce, w którym jesteśmy umówieni. Zaczniemy wreszcie nasze nowe, piękne, wspaniałe, pełne ekscytujących przygód życie. Od jutra będę wdzięczny losowi, że postawił na mojej drodze kogoś tak niesamowitego i nieistniejącego jak TY”.

Nie miałem innego wyjścia jak to prowadzące z tarasu wprost do ogrodu. 

– „Aniołek, fijołek róża, bez, konwalia, pies”. 

Dziecięca wyliczanka miała wskazać miejsce wiecznego spoczynku nosiciela złych wieści. Wypadło na bez. I tak pogrzebałem czyjeś szanse na zmianę dotychczasowego życia pod krzakiem przydomowego krzewu o pięknej nazwie lilak.


Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.