
To nie była moja wina. Ja wcale nie chciałam, po prostu nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam przecież pozwolić żeby zabrali mnie ze sobą. Wolałam zostać w swoim kącie na strychu i przeczekać najgorsze. Skuliłam się więc do granic możliwości i stałam wciśnięta w szczelinkę tak cicho i zrobiłam się taka szczuplutka jak zawsze kiedy odpoczywam po przejściach. Normalnie nigdy nie mam nic przeciwko, żeby się pokazać i żeby wszyscy zwracali na mnie uwagę. Nawet powiem nieskromnie, liczę na to, że moja obecność jest oczekiwana, bo przynoszę niejednemu wiele podniecających wspomnień.
Wiem, dobrze jak jest, przecież nie jestem już taka młoda, a jednak na niektórych działam. I to jeszcze jak. Kiedyś, pamiętam, chyba to było w osiemdziesiątym dziewiątym, tak jakoś tak w połowie roku. No to mówię wam jak tylko się pokazałam, rozległ się taki ryk i owacje, że sama zawstydzona schowałam się skromnie, pomachałam im tylko zalotnie falbanami i na tym był koniec. Zanosiło się wtedy na jakąś porządną zawieruchę i mimo, że rozpętała się niemożliwa ulewa, oni ciągle stali. Ten niebywały doping, ten aplauz wyzwolił we mnie taką adrenalinę, że choć z powodu ulewy wyglądałam jak zmoknięta kura, to jednak czułam dumę, że to właśnie ja jestem tak owacyjnie witana.
Ja to sprawiłam, że na mój widok oczy wszystkim rozbłysnęły, a ręce same podniosły się do braw. I tak było długie lata. Ale nie teraz, ale nie dzisiaj. Nikt nawet, nikt nie słyszał, bo nawet nie chciał usłyszeć moich nawoływań o pomoc. Zanim ci dwaj tu weszli wrzeszczałam na cały swój głos. Kiedy usłyszałam z włączonego telewizora pod dwunastka, że coś się na mieście szykuje od razu pomyślałam ze zgrozą , że będą mnie chcieli w to wciągnąć.
– Opamiętajcie się, nie idźcie tam, – krzyczałam w niebogłosy.
– A jeśli już idziecie, to mnie nie mieszajcie w te awantury, – wrzeszczałam bez opamiętania.
Weszło ich na strych dwóch. Jednego znam, bo mieszka właśnie pod dwunastką, tego drugiego pierwszy raz widziałam. Przyszli nie dlatego, że usłyszeli co wołałam, choć może i tak było, że usłyszeli, sama nie wiem. Jeden z nich latarką, świecił po kątach, ale ja wyraźnie czułam, że tu mnie nie znajdą, że tu jestem świetnie schowana. Drugi, żeby dodać odwagi pierwszemu wyraźnie prowokował go do dalszego szukania.
– Gdzieś tu powinna być, zawsze tu stała, sam ją tu zostawiłem, ale gdzie się ta cholera schowała, Ty, poświeć jeszcze raz za tym gzymsem, tam kiedyś ją widziałem. Musimy ją znaleźć, bo inaczej nie będziemy się mogli pokazać chłopakom. Jak by to wyglądało, żeby nasza imprezka odbyła się bez niej. Już ja tę szmatę znajdę, ale jak znajdę to już dopilnuję, żeby dobrze nam służyła. Musimy wszystkim ją pokazać.
– Nasi przyjdą ze swoimi, na pewno młodszymi i ładniejszymi. Wiem, od szefa, że zamówili dostawę nowych i będą mieli jeszcze świeżutkie i ładniejsze niż nasza. To co, my gorsi? My nie będziemy gorsi i chociaż nasza jest trochę starsza i tak pokażmy na co nas stać.
– Ty, a może oni już tu byli i wzięli ją bez pozwolenia, – mówił tak specjalnie, żeby ten drugi był nieustępliwy w poszukiwaniach.
Modliłam się, żeby ta koncepcja zwyciężyła, żeby już dali sobie spokój z tym przeszukiwaniem.
– Nie, no coś ty, to niemożliwe, ona należy do nas i jak tylko któryś wyciągnie po nią swoje łapy będzie miał ze mną do czynienia, ona na pewno tu gdzieś jest, – to zabrzmiało groźnie, to znaczyło, że tak szybko stąd nie wyjdą.
– Ale faktycznie to dziwne, że nie mogę jej odnaleźć. Wiem, że może niezbyt dbam o nią i nie zaglądam tu zbyt często, ale przecież nikt poza mną nie wie o jej istnieniu na tym strychu, – przeczucie najgorszego dotarło do mnie z całą jaskrawością. Zrolowałam się tak ciasno, że na dostęp powietrza nie mogłam liczyć. Nie będzie mi łatwo powrócić do pełnej formy jak już sobie pójdą, jak już mi dadzą spokój, jak już nie będę dotykana brudnymi łapskami tych okropnych ludzi. Cała byłam struchlała. Nawet przemknęła mi myśl, że gdyby jednak mnie tu znaleźli, muszę coś wymyślić, żeby nie brać udziału w szykującej się awanturze. Dlatego zsunęłam się na drzewcu prawie do samej podłogi, przycupnęłam zwinięta i zrolowana.
Nagle słyszę komunikat z telewizora spod dwunastki.
– Posłuchaj coś mówią o nas w telewizji, – to powiedział ten z latarką.
„Dzisiaj w godzinach popołudniowych, w czasie przemarszu członków Obozu Narodowo Radykalnego ulicami stolicy doszło do zamieszek pomiędzy Policją, a protestującymi przeciw przemarszowi tej faszystowskiej organizacji członkami organizacji Obywatele RP. Interweniowała Policja. Jest wielu rannych, po stronie protestujących”.
– Jest, jest tutaj, – patrzył prosto na mnie. Wyszarpnął mnie z mojej szczelinki. Dotknął mnie. Rozwinął. Spojrzał z niedowierzaniem,
– Zaraz, zaraz, przecież jak ja się znam na patriotyzmie, to białe ma być u góry. Jak to się stało, że teraz na górze jest czerwone. Do cholery, gdzie my jesteśmy, w Monako?
Tryumfowałam.
Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ
Kategorie: Uncategorized