To jak połączenie Polski, Węgier i Trumpa

Rozmowa z Yossim Melmanem, pisarzem i dziennikarzem, o tym, co oznacza nowy, skrajny rząd Izraela. I dlaczego Polakom wszystko to może brzmieć znajomo.
AZ – Powstały pod koniec grudnia nowy rząd Izraela określany jest jako najbardziej nacjonalistyczny, religijny i homofobiczny w historii.
YOSSI MELMAN: – Bo taki jest, na prawo od Hunów.
A premierem znów został Beniamin Netanjahu…
Jego powrót do władzy to nie tylko osobiste zwycięstwo, ale też symbol niepokojącego trendu w izraelskim społeczeństwie. Świecka, liberalna i wykształcona klasa średnia jest jak dinozaury – staje się wymierającym gatunkiem. Mamy ok. 15 proc. ortodoksyjnych Żydów, 5–7 proc. narodowo-religijnych, głównie z osiedli, 20 proc. Arabów, którzy nie do końca są częścią systemu politycznego, jakieś 40 proc. to liberałowie, centrum, lewica. Reszta to obóz Bibiego – to już nawet nie wyborcy, ale sekta, ludzie ślepo wierzący w swojego przywódcę.
To król czy prorok?
Ani jeden, ani drugi. To na pewno utalentowany, inteligentny, uparty, ale też wraz z wiekiem popadający w paranoję polityk. Nie jest już zresztą wszechwładnym przywódcą, ale więźniem swoich, jeszcze bardziej prawicowych i religijnych koalicjantów.
Opozycja twierdzi, że to „najciemniejszy” rząd w historii Izraela.
Nawet gdyby połączyć obecne rządy na Węgrzech i w Polsce oraz dołożyć Donalda Trumpa, to i tak byłoby mało. Pierwsza sprawa z brzegu – system sądowniczy i praworządność. Zawsze byłem krytyczny wobec izraelskiego wymiaru sprawiedliwości, głównie z powodu biurokracji i przewlekłości postępowań, nadzoru. Do tego dochodzi automatyzm w cenzurowaniu spraw z zakresu bezpieczeństwa narodowego, czego sam wielokrotnie doświadczyłem. Ale nowy rząd, podobnie jak w Polsce, chce zupełnie zmienić system powoływania sędziów. Teraz nominuje ich komitet z udziałem izb prawniczych, sędziów i polityków. Ci ostatni próbują przejąć nad nim kontrolę.
Co to może oznaczać w praktyce?
Netanjahu chce dobrać się nie tylko do sędziów, ale i do prokuratorów, zmienić w ogóle naturę ministerstwa sprawiedliwości. Wszystko jest tu osobiste i w ostateczności może doprowadzić do wycofania ciążących na premierze zarzutów [o korupcję]. Do tego dochodzi pomysł, by Kneset mógł odrzucać rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego. Izrael nie ma konstytucji, a jedynie ustawy zasadnicze, bo Ben Gurion uważał, że nie możemy jej mieć ze względu na obecność partii religijnych, dla których najwyższym zbiorem praw jest Tora i Dekalog. Były prezes SN Aharon Barak przeforsował jednak, by ustawy zasadnicze były interpretowane jako konstytucja, ale wynikające z tego interwencje Sądu Najwyższego były rzadkie, głównie dotyczyły naruszeń praw człowieka. Teraz partie prawicowe podnoszą alarm – czemu elitarna grupa sędziów ma mieć ostatnie słowo, skoro to nas wybrali obywatele?
Nowy rząd skręca jednak nie tylko w prawo, ale też w religijną ortodoksję.
Poprzedni minister finansów przeforsował zasadę, że szkoły, które nie nauczają matematyki i angielskiego, nie dostaną finansowania z budżetu państwa. Nowy rząd chce to zmienić. Kiedyś był mały departament ds. żydowskiej tożsamości w ministerstwie edukacji, teraz ma to być wielka instytucja na czele z ministrem, który jest otwartym homofobem. Chcą zakazać parady równości w Jerozolimie, na razie nie ośmielą się tknąć tej w Tel Awiwie. Ten sam minister odpowiada za wydawanie zgód na emigrację do Izraela według tzw. prawa powrotu. Do tej pory z tego prawa mogła skorzystać osoba, której co najmniej jeden z dziadków był Żydem. To był palec, który Ben Gurion włożył w oko nazistom za doszukiwanie się pochodzenia trzy pokolenia wstecz. Teraz mowa już o drugim pokoleniu i o pochodzeniu ze strony matki. Do tego przy prawie powrotu znowu akceptowane mają być jedynie konwersje ortodoksyjne.
Czy Izrael staje się państwem religijnym?
Nawet bardziej, teokracją. A to dotyczy nie tylko religijnych obywateli Izraela, ale także takich jak ja, świeckich liberałów. Kolejnym krokiem będzie zamknięcie sklepów w szabat w Tel Awiwie i coraz większa segregacja płciowa. W Beit Szemesz pod Jerozolimą już teraz kobiety muszą przechodzić na drugą stronę ulicy, jeśli chodnikiem idzie mężczyzna. W Mea Szearim w Jerozolimie oczywiście nie zobaczymy kobiety w bikini, bo wszyscy rozumieją, że to religijna dzielnica, ale ortodoksi chcą posunąć się dalej – by kobiety całkowicie zakrywały ciało. To już nawet nie Iran, to taliban.
Czy jednak dzięki premierowi Netanjahu Izrael nie poczuje się znów bezpieczniejszy?
To jakiś mit. Netanjahu przez lata ostrzegał przed Iranem i co z tego wyszło? Wielkie nic. Jego największym błędem było nakłonienie Trumpa do wycofania się z umowy nuklearnej z Iranem. Netanjahu od lat powtarzał, że lepsza żadna umowa niż zła. Nie zgadzam się z tym – ta umowa powstrzymywała Iran przed produkcją bomby atomowej. Trump porzucił umowę bez żadnego planu B. Czy teraz jesteśmy więc bezpieczniejsi?
Dumny osadnik Itamar Ben Gvir już jako nowy minister bezpieczeństwa narodowego w zeszłym tygodniu prowokacyjnie odwiedził Wzgórze Świątynne. Co będzie z Palestyńczykami?
Ben Gvir ma być też komisarzem odpowiedzialnym za policję, także za jednostki działające na Zachodnim Brzegu. Do tego nowy minister finansów Becalel Smotricz ma nadzorować cywilny zarząd nad Zachodnim Brzegiem, co daje mu ogromną władzę, bo instytucja ta zajmuje się wydawaniem rozmaitych pozwoleń i dokumentów dla Palestyńczyków. Chcą najbardziej jak się da upolitycznić zarówno armię, jak i policję. Odbije się to oczywiście na życiu zwykłych Palestyńczyków.
A dla Izraela lepszy jest silny czy słaby rząd palestyński?
Izrael nie może pozwolić, by rząd w Ramallah upadł, bo to wywoła kompletny chaos – a do tego się zbliżamy, bo Mahmud Abbas wciąż nie ma następcy. Z drugiej strony powstaje coraz więcej grup zbrojnych, do których wstępują młodzi Palestyńczycy, coraz bardziej sfrustrowani i bez perspektyw. Wcześniej czy później wybuchnie tam wojna domowa, kolejna intifada, skierowana na dwa fronty – przeciwko Izraelowi, jak i wewnętrznym przeciwnikom politycznym.
Izrael od lat twierdzi, że jest jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie. Jeśli powiedzie się plan aneksji Zachodniego Brzegu, o czym od lat marzy coraz silniejsza izraelska prawica, to czy nadal będzie to demokracja?
Idea dwóch państw jest martwa. Gdyby powstało w końcu jedno, większość stanowiliby w nim Arabowie – żaden izraelski rząd na to nie pozwoli. Wyobraźmy sobie, na kogo głosowałaby ta arabska większość. A jeśli pozbawilibyśmy ją prawa głosu, to byłby to czysty apartheid i koniec demokracji.
Pod tym rządem będziemy się oddalać od demokracji. Weźmy choćby media, zresztą w Polsce macie podobnie. Netanjahu już kilka lat temu chciał zamknąć głównego nadawcę mediów publicznych, zarówno radia, jak i telewizji. Jak u Orwella – wszystko na opak – głównym argumentem było utrzymanie pluralizmu mediów. W czasie poprzednich rządów doprowadził do uruchomienia kanału telewizyjnego mającego propagować żydowskie dziedzictwo, który nie miał mieć charakteru newsowego – ale ominęli prawo i aktualnie Kanał 14 to kanał informacyjny. Wszystko to ma służyć zwiększaniu kontroli nad mediami.
Brzmi znajomo. Ale nasze kraje różnią się na przykład podejściem do Ukrainy. Poprzedni rząd Izraela nie chciał dostarczać Kijowowi broni. Netanjahu zapowiedział, że to się zmieni, jeśli wygra wybory.
Nie liczyłbym na to. Smuci mnie podejście Izraela do wojny w Ukrainie. Nie przekonuje mnie argument, że popierając Kijów, nie moglibyśmy np. działać w Syrii, gdzie dominuje Rosja. Nie wszystko da się wytłumaczyć interesem narodowym – w jego imię Niemcy dokonali Holokaustu na Żydach, a rozmaite państwa nie widziały potrzeby niesienia Żydom pomocy. A Rosja wycofała przecież większość swojego kontyngentu z Syrii.
Teraz dostarczamy Ukrainie pomoc humanitarną, ale zapominamy, że na początku wojny Izrael nie chciał przekazać nawet hełmów i kamizelek kuloodpornych pracownikom humanitarnym. Od kiedy Rosjanie używają irańskich dronów przeciwko Ukrainie, Izrael pośrednio przez NATO dostarcza informacje wywiadowcze na ich temat. Wprawdzie nie przekazuje broni, ale na przykład zgadza się, by niektóre jej rodzaje z izraelskimi komponentami trafiały na Ukrainę.
Premier Netanjahu dogada się w końcu z Polską?
Relacje z Warszawą Netanjahu traktuje instrumentalnie. Kiedy potrzebował, potrafił budować koalicję państw Europy Środkowo-Wschodniej, by wspierała Izrael na forum międzynarodowym, przymykając oko na kwestie antysemityzmu. Nie mogę mówić o szczegółach, ale wiem, że Izrael współpracuje też z Polską w kwestii irańskiego zagrożenia. Na poziomie operacyjnym stosunki są więc niezłe, ale chyba z liberalnymi rządami w Polsce Izrael dogadywał się lepiej niż z prawicą.
***
Yossi Melman – urodzony w 1950 r. w Polsce izraelski pisarz, ekspert ds. wywiadu i bezpieczeństwa, autor wielu książek na ten temat. Razem z Dukim Drorem nakręcił czteroodcinkowy serial dokumentalny „Tajemnice Mosadu”. Od wielu lat jest związany z liberalnym telawiwskim dziennikiem „Haaretz”.
Kategorie: Uncategorized
Komuniści (dziś ”liberalni” lewacy), zawsze chcieli uszczęśliwiać na siłę i według swych mrzonek nie popartych żadną empirią. Nazywają siebie wielkimi humanistami* i elitą intelektualną. Jak to jest, że ich główny przedstawiciel, sztandarowy polityk, nie ma nawet matury?Jak to jest, że na czele (dawniej) ważnej partii stoi kretynka przedstawiająca aktualnego ministra (w Twitterze) z uniesioną dłonią (Hail!) ku rabinowi Kahana? Jak to jest, że wszyscy ci mędrcy patrzą na pewnego starca, jak na wyrocznię (by nie użyć słowa: Wódz…) dziś mającego (i dalej uzurpującego sobie) władzę absolutną w tym państwie? ”Hakol sziputi” Jak to jest, że Deep State euro-amerykański dyktuje narodowi sposoby na samozagładę, a próba przeciwstawienia się temu nazywana jest antydemokracją? Jak to jest, że nawołuje się do rewolty przeciw legalnemu, wybranemu przez naród rządowi i robi się z pomocą mediów spęd nieświadomych ludzi, nazywając to legalną i demokratyczną manifestacją wielu tysięcy ”ludzi pracy” (Skąd my to znamy?) i nawołując do ”ludowego” powstania? Jak to jest, że dyrektorzy niektórych szkół (gimnazjum) wymuszają na dzieciach uczestnictwo w manifestacjach antyrządowych? Jak to jest, jak to jest…
*Główną cechą humanizmu jest…nienawiść.
Powiedzieć, że obecny rząd to połączenie Polski, Węgier i Trumpa to dowód na wąskość politycznych horyzontów Melmana. Jak można powiedzieć, ”na prawo od Hunów”? A jak politycznie usadowieni są sąsiedzi włącznie z Palestyńskie Autonomią? Jeżeli jego statystyka jest prawdziwa to jak 20% niewykształconych gburów zdobyła 64 mandaty do Knesetu? Partia Melmana nie zdobyła ani jednego. Porównanie projektu reformy Sądu Najwyższego z sytuacją w Polsce jest poronione bo w Polsce to Sejm wybiera sędziów a w Izraelu sędziowie sami siebie wybierają. Na 9 członków komisji mianującej 6 to sędziowie i prawnicy. Nie chodzi tu o próbę wycofania oskarżenia o korupcję. Do procesu nie doszło bo zeznania świadków są sobie przeciwstawne. Trzeba być naprawdę ślepym dogmatykiem aby twierdzić, że Izrael jest jak Iran. Bzdurą jest twierdzenie, że umowa z Iranem miała powstrzymać ten ostatni od produkcji broni atomowej. Jak można tak kłamać? Chodziło wyłącznie o odroczenie o kilka lat. Izrael nie jest bezpieczniejszy dzięki poparciu prezydenta Obamy dla irańskiej hegemonii w rejonie. Na koniec, idea dwóch państw jest martwa przede wszystkim, że Arabowie ją trzykrotnie odrzucili.
karol 4684:
Uczciwa dyskusja z rasistą i antydemokratą?
1. Może Ty mi odpowiesz co autor ma na myśli ”na prawo od Hunów”?
2. Autor pisze o niepokojącym trendzie, jak go określa ” Świecka, liberalna i wykształcona klasa, staje się wymierającym gatunkiem”. Czyżby sugerował że ktoś ich wytępił a może zrobił im pogrom? Grupa ludzka staje się mniejszością nie przez dekret boski, ale przez niechęć produkowania dzieci, albo jeśli zostaje systematycznie mordowana przez większość.
Który przypadek ma na myśli autor? A może autor sugeruje że dzietność tych ”innych” jest gorsza od dzietności ”naszych”?
Czemu ten trend go niepokoi? Niska dzietność to przecież świadomy wybór.
A może autor proponuje aby ten ”ginący gatunek” ustanowił ”dyktaturę oświeconą” aby ”poprawić” demokrację? Bo przecież absolutnie niemożliwe aby ci ”inni” rozumieli się na demokracji lepiej od niego.
Ja takie podejście nazywam dyskryminacją. Inni nazwą to rasizmem.
MEF kategoryzuje Y. Melmana jako reprezentanta „skrajnej lewicy” co ma automatycznie kompromitowac jego opinie. Dla mnie (i dla innych) to nie wystarcza. Jezeli chcesz polemizowac z pogladami Melmana, zrob to w uczciwy sposob, i.e. poprzez specyficzne kontra-argumenty oparte na faktach.
Każdy ma taką Orianę Fallaci na jaką załuguje. Baczyński (naczelny ”Polityki”) ma Agnieszkę Zagner, która zawsze imponuje doskonałym brakiem rozeznania problemów kraju, środowiska, oraz poglądów i intencji rozmówcy. Muza mojej książki ”Wszystkie winy Izraela. Inne listy do innej pani Z.” zadaje pytania głębokie i świadczące o jej rozległej wiedzy. Wie, że minister pozwalający sobie na spacer we własnym kraju po wspólnym sanktuarium jest prowokacją przeciw ludzkości, jak również, że demokracja to takie cóś, w którym wyborcy mają wybierać jak im każą ”platońscy demokraci”, a nie jak sobie chcą. Czy jakikowiek wywiad z taką ”dziennikarką” może dostarczać informacji o czymkolwiek? Tak, głównie o Baczyńskim (Jerzym, Bogusławie) i tygodniku z tradycjami.
Y. Melman jest skrajną lewicą. To jego pełne prawo, ale tu miejsce przypomnieć czytelnikom że w ostatnich wyborach jego partia nawet nie przeszła progu wyborczego a siostrzana partia arabska, Hadasz, z trudem.
Taką moc ma klientura skrajnej lewicy w Izraelu – mniej więcej 4 % – 5% wyborców.
Lewica zawsze gardłuje za demokracją, ale neguje demokratyczne decyzje wyborców kiedy te są im niewygodne.
Liczby cytowane w artykule są albo zawyżone lub zaniżone aby dopasować je do tezy autora.