.
.
Stanislaw Obirek
Sierpień 2020 to czarny miesiąc dla polskiej humanistyki. W każdym razie dla mnie. Najpierw zmarł mój serdeczny przyjaciel Samuel Sandler (25 01 1926- 2 08 2020), potem Andrzej Walicki (15 95 1930- 20 08 2020), z którym łączyło mnie głębokie pokrewieństwo intelektualne. O obu powinienem napisać choćby krótko, ale na razie brak mi koniecznego dystansu. I teraz Maria Janion (24 12 1926-23 08 2020).
Strata nie do powetowania. Nie byłem nigdy jej studentem, ale przeczytałem wszystkie jej książki. Również te napisane o niej. Szczególnie cenię wywiad-rzekę, jakiego udzieliła Kazi Szczuce. Brałem udział w kilku prowadzonych przez nią seminariach. To były doświadczenia jedyne w swoim rodzaju.
O Marii Janion mam najmniej do powiedzenia, więc po prostu przywołam jej „List do Kongresu Kultury” sprzed czterech lat, a dokładnie z 10.10.2016. Do dziś nic nie stracił na aktualności, a może nawet zyskał, zważywszy na to, co się wokół nas dzieje.
Oto list Pani profesor, który można potraktować jako swoisty manifest i duchowy testament. Zatytułowała go Maria Janion nader trafnie, może nawet proroczo: „Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu!” A potem było już tylko ciekawiej:
Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Przede wszystkim wypada mi przeprosić zgromadzone grono za to, że nie przedstawiam tych słów osobiście. Proszę mi wierzyć – byłoby to dla mnie wielką przyjemnością. Teraz gdy Kazimiera Szczuka na moją prośbę odczytuje te słowa – staram się, aby poprzez skupienie myśli i odczuć dokonała się transmisja fantazmatycznego obcowania, o której niegdyś pisałam. Dzisiejsza inauguracja przenieść nas może w przeszłość dzięki Agnieszce Arnold dość dobrze znaną, do niedokończonego kongresu kultury z roku 1981. Głosiłam wówczas konieczność przekształcenia wielkiego emocjonalnego zrywu, jakim była pierwsza Solidarność, w wysiłek intelektualny, trwalszy od wzlotów ducha komponent zmiany.
Mija trzydzieści sześć lat i zaklęty krąg polskości dokonał obrotu. Nieliczni już – a do nich należę – mogą zobaczyć siebie, wciąż stających wobec znamiennego dramatu. Przemysław Czapliński określił owo błędne koło jako antynomiczny dryf – sprzeczność między modernizacją a modernizmem. Ten drugi wymaga właśnie wysiłku intelektualnego i odnowienia znaczeń wspólnoty – wymaga jej desakralizacji jako warunku rzeczywistego upodmiotowienia. Tak rozumiany modernizm żąda emancypacji mniejszości, poszanowania praw jednostek, rzeczywistej równości płci. Nie da się to pogodzić z dążeniami prawicy. „Jedni chcą do przodu, a inni nie chcą do tyłu” – pisze Czapliński i dodaje – „sami sobie jesteśmy kulą u nogi”. Diagnozy stawiane za poprzednich rządów przy niewielkiej korekcie pozostają aktualne. Plan Morawieckiego to XIX-wieczna utopia modernizacyjna, XIX-wieczna, powtórzę, i pozytywistyczna. Towarzyszy jej potężny regres w sferze mitów, symboli i wartości. Grzechem poprzedniej władzy było niedocenianie roli twórców i pracowników kultury. Dziś obserwujemy oczywisty, centralnie planowany zwrot ku kulturze upadłego, epigońskiego romantyzmu – kanon stereotypów bogoojczyźnianych i Smoleńsk jako nowy mesjanistyczny mit mają scalać i koić skrzywdzonych i poniżonych przez poprzednią władzę.
Jakże niewydolny i szkodliwy jest dominujący w Polsce wzorzec martyrologiczny! Powiem wprost – mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo-klerykalna jego wersja, jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu. Znamienne, iż to, co łączy niedokończony kongres z ‛81 roku z dzisiejszym zgromadzeniem, to – oprócz miejsca – zdecydowana ambicja niezależności. Dwa obiegi kultury PRL i stanu wojennego dziś wzrastają w zgodzie z gombrowiczowską szyderczą symetrią: kultura państwowo-kościelna i – dodajmy – wojskowo-myśliwska – czerpie z opozycyjnej piosneczki narodowej lat 80. Krytyczna, niejednorodna, otwarta – to ta, na rzecz której zgromadził się dzisiejszy kongres.
Okrzyk „Tu jest Polska!” – przyznam, szczerze mi obrzydł. Wierzę, że nie będzie dzisiaj wznoszony. Zaklęty krąg – czy też antynomiczny dryf – to jednak coś jeszcze poza walką postępu ze wstecznictwem. To zdobywanie i utrata, zwarcie szeregów wspólnoty i rozsypywanie się, niweczenie – więzi, marzeń, dokonań. Nie mam wątpliwości, że trwała nasza niezdolność do modernizacji ma źródło w sferze fantazmatycznej, w kulturze przywiązania zbiorowej nieświadomości do bólu, którego źródeł dotykamy z największym trudem, po omacku. Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Stąd płyną szokujące sadystyczne fantazje o zmuszaniu kobiet, do rodzenia półmartwych dzieci, stąd rycie w grobach ofiar katastrofy lotniczej, zamach na zabytki przyrody, a nawet proszę się nie zdziwić – uparte kultywowanie energetyki węglowej, zasnuwającej miasta dymem i grożącej nadchodzącą zapaścią cywilizacyjną. Wspaniała książka Polski węgiel wydana przez Krytykę Polityczną dała mi wiele inspiracji do myślenia o aktualności holistycznej wizji „kuźni natury” stworzonej przez niemieckich romantyków. Polski romantyzm: antropocentryczny, narodowy i chrystianistyczny skupiał się na czym innym. A szkoda.
Nic dodać, nic ująć. Mimo upływu czterech lat nie tylko nic się nie zmieniło, ale zarysowane przez Panią Profesor tendencje się spotęgowały. Pewnie zgodziłaby się z opinią znakomitego aktora Jana Peszka, który powiedział w wywiadzie dla Onetu, że mamy do czynienia z totalitaryzmem chamstwa.
Z odejściem Marii Janion chamstwu będzie łatwiej się panoszyć.
Stanislaw Obirek
Na blogu jest ciekawy artykul Mari Janion
TUTAJ
Maria Janion (1926-2020) czyli humanistka
Kategorie: Uncategorized