Uncategorized

Proces Matejki przeciwko Żydom. „Idźcie tam, gdzie nie ma żadnej ojczyzny”

Jan Matejko (1838-93) w swojej pracowni w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych (Fot. domena publiczna)


Helena Kowalik

Sztuka nie jest spekulacyjną robotą, lecz pracą w wyższych celach. Jeśli chcecie się uczyć w naszej szkole dla spekulacji, to znaczy, że nie chcecie być Polakami. A skoro tak, wynoście się – tymi słowami zwrócił się w 1882 r. do żydowskich studentów krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych jej dyrektor Jan Matejko.

„Te dwa lata (1880-1882) były dla Mistrza bardzo ciężkie” – notuje w pamiętniku Marian Gorzkowski, sekretarz Jana Matejki.

Wpatrzony w swego chlebodawcę szczegółowo opisuje te uciążliwości. Przede wszystkim – zła atmosfera wśród wykładowców założonej przez Mistrza krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Tyle starań, nawet za granicą, m.in. we Francji, o wyposażenie uczelni w cenne dzieła sztuki, tyle fatygi przy zapraszaniu notabli na akademickie uroczystości, aby podnieść prestiż placówki, i niewdzięczność skorych do intryg profesorów.

Straszna kobieta i mistrz

A do tego nie ma spokoju w domu.

Los zrządził – pisze Gorzkowski – że Mistrz „połączył się ze złą kobietą (chodzi o Teodorę Giebułtowską), która nie była w stanie go zrozumieć”. Nawet w pracowni nie miał spokoju.

Namalował portret siostrzenicy żony. Pani Teodora, która żądała, aby mąż uwieczniał jej twarz na wszystkich obrazach, rozerwała malowidło na kawałki. Siostrzenica musiała się wynieść z Krakowa. Następnego dnia pani Teodora zniszczyła w salonie swój portret. Mistrz odchorował ten wandalizm. Zwłaszcza że skandal rozniósł się po mieście.

Wydatki na dom są przerażające, Matejko ma długi – stwierdza w pamiętniku sekretarz artysty, który zajmuje się też jego finansami. Około 2 tys. rubli miesięcznie idzie na głupstwa. Pani przez pół roku siedzi na wsi i ciągle przesyła jakieś rachunki. Nie opisuje, co kupiła, a Mistrz nie chce pytać, na co poszły pieniądze.

Boi się żony. Kiedy hrabia Dzieduszycki napisał z Paryża, że „Bitwa pod Grunwaldem” nie będzie przyjęta na wystawę paryską, Matejko prosi przyjaciół, aby nie mówili o tym przy jego małżonce; będzie zła, że nic nie zarobią na ekspozycji.

Gorzkowski: „Przekonanie moje o pani jest coraz gorsze. Dotychczas myślałem, że ona rządzi się tylko fantazją, ale teraz widzę – to straszna kobieta. Ani mąż, ani dzieci zgoła jej nie obchodzą, ona marzy o aktorstwie. Mistrz, gdy mówi o swym małżeństwie, ma twarz grobową i łzy w oczach. Kiedyś powiedział z goryczą: »Ja pierwszy z malarzy będę świętym, wszystko znoszę w mym sercu, już się ono przepaliło cierpieniem i smutkiem. Nikt o tym nie wie«”.

Geniusz i patriota

W opinii publicznej Matejko zasługuje, aby go nosić na rękach. Nie tylko z powodu jego talentu, ale też patriotycznych gestów. Jak podaje „Kurier Warszawski” z 9 października 1882 r., Mistrz postanowił ofiarować narodowi „Hołd pruski”, który malował przez dwa lata. Obwieścił to na posiedzeniu sejmu galicyjskiego. Obraz ma przyozdobić zamek wawelski. „Artysta pragnie – można przeczytać w gazecie – aby wspaniale namalowany król Zygmunt po wieczne czasy przyjmował hołdy lenne na zamku krakowskim, a potomność podziwiała nie tylko pędzel artysty, ale i jego obywatelską ofiarność. To świadectwo publicznej cnoty będzie częściowym odkupieniem za rozterki, grzechy płochości i błędy dzisiejszej społeczności. Na prośbę artysty Wysoki Sejm raczył uchwalić jedno stypendium im. Jana Matejki dla szczególnie uzdolnionego ucznia Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie”.

W podzięce za królewski dar mistrza Rada Krakowa na posiedzeniu nadzwyczajnym 18 października 1882 r. powzięła uchwałę o nadaniu artyście honorowego obywatelstwa Krakowa. Jedna z ulic będzie nazwana imieniem Jana Matejki.

Kilka dni później „Czas” publikuje wiersz dedykowany mistrzowi. A wychodzący w zaborze rosyjskim „Kurier Warszawski” komentuje dar mistrza: „Jak ten Wierzynek starożytny ugaszczając króla, złoto i srebro składał u jego nóg, tak dziś inny mieszczanin krakowski obdarza braci złotem i srebrem swego geniuszu artystycznego. Tam była fantazja bogacza, tu ofiara magnata duchowego. Dlatego Matejko darem swym zaliczył się do największych testatorów 19 wieku”.

Artystę odwiedza sam cesarz Franciszek Józef. Tego dnia Gorzkowski notuje: „Pieniądze za »Grunwald« wyczerpały się, a pani zasmakowana w balach. Wydatki na jej strój tak bardzo wzrosły, że najzamożniejsze rodziny nie byłyby w stanie temu podołać. Mistrz musi wziąć kredyt”.

Szaleństwo Teodory Matejko

Jesienią 1882 r. Matejkowa przychodzi na posterunek policji i informuje, że jej mąż ma tysiące kochanek i niemoralnie prowadzi się również na oczach dzieci. Ona je wychowuje, choć są podrzucone. Policja odwozi kobietę do szpitala psychiatrycznego.

Teodora z Giebułtowskich Matejkowa (1846-96)Teodora z Giebułtowskich Matejkowa (1846-96) Fot. domena publiczna

Wieść szybko roznosi się w Krakowie. Przyjaciele i znajomi unikają spotkań z Matejką. Pozostał mu tylko Gorzkowski. Na prośbę mistrza sekretarz zamawia mszę za powrót żony do zdrowia, z Lourdes sprowadza wodę święconą.

Matejkowa używa różnych sposobów, aby wydobyć się ze szpitala. Przekupuje personel, próbuje ucieczki. Malarz ulega jej prośbom i na swoje nieszczęście zabiera pacjentkę do domu, gdzie wkrótce następuje kolejny atak. Zagrożone jest życie dzieci. Teodora mówi, że je pozabija. Wraca na szpitalne łóżko w kaftanie.

Malarz tak jest tym wszystkim przybity, że tylko w pracowni znajduje ukojenie. Od rana do późnej nocy tworzy obraz „Sobieski pod Wiedniem”. „Nigdy dotąd nie malował z takim zawzięciem” – zauważa Gorzkowski.

Na uczelni, w której Matejko jest dyrektorem, wkrótce wakacje. Pozostało tylko jeszcze rozstrzygnięcie prac konkursowych studentów i przyznanie nagrody pieniężnej.

Do mistrza dociera bulwersująca informacja: jeden ze studentów – Saul Wahl – wysłał na konkurs nie swój obraz. Matejko jest oburzony: szachrajstwa, jak to określa, dopuścił się jego uczeń!

Sprzeniewierzenie się etyce artysty nie daje mistrzowi spokoju przez całe wakacje. Często wraca do tej sprawy.

Wybuch dyrektora

16 października 1883 r., podczas uroczystego rozpoczęcia nowego roku akademickiego w Szkole Sztuk Pięknych, profesura i studenci słuchają wykładu inauguracyjnego dyrektora.

„My, twórcy – rozpoczyna Matejko – mamy dwie ojczyzny: sztukę i kraj. Dziś nie wolno nam tego oddzielać. Więc wy, uczniowie hebrajczycy, pamiętajcie, że sztuka nie jest handlową, spekulacyjną robotą, lecz pracą w wyższych celach ducha ludzkiego, w miłości Boga z miłością kraju złączoną. Jeśli wy chcecie uczyć się w naszej szkole dla spekulacji, nie odczuwać dla kraju, w którym żyjecie od wieków, potrzeby szlachetniejszych uczynków, to znaczy, że nie chcecie być Polakami. A skoro tak, wynoście się, idźcie od nas tam, gdzie nie ma żadnej ojczyzny ni wyższych cnót ludzkich w miłości do rodzimej ziemi poczętych”.

Jeszcze tego dnia krakowscy Żydzi spotykają się na kahalnych zborach, aby zaprotestować przeciwko przemówieniu Matejki. Seniorzy gminy upoważniają rabina do wysłania ich protestu do gazet. Pełny tekst ukazuje się w krakowskim „Czasie” i lwowskim „Dzienniku Polskim”.

„Pan dyrektor Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, zwracając się do uczniów, wyróżnił niektórych z nich upośledzającym mianem plemienia hebrajczyków. (…) Słowa powyższe powiedziane przez mistrza, dla którego geniuszu wszyscy jesteśmy przejęci czcią i uwielbieniem, zrobiły na nas nieodparcie przykre i bolesne wrażenie i zmuszają do publicznego odparcia – stwierdzono”.

Autorzy protestu, wśród których jest znany w Krakowie adwokat Leon Eibenschütz, nie wyjaśniają, co było przyczyną irytacji artysty. Nie pada nazwisko nieuczciwego studenta Saula Wahla. Piszą o krzywdzie wyrządzonej niewinnej żydowskiej młodzieży, która zapisała się do Szkoły Sztuk Pięknych wiedziona jedynie chęcią kształcenia się w szlachetnej sztuce. W tekście jest wiele o sianiu ziarna nienawiści i pogardy. „Pan dyrektor zapomniał, że izraelici, od kilkuset lat mieszkając na tej ziemi, nie są już hebrajczykami, lecz synami tego kraju, w którym ich przodkowie żyli i umarli”.

Oliwą w ogień

Awantura przenosi się do mediów. Bankier Rosenblum publikuje w gazetach warszawskich protest potępiający Matejkę. Padają słowa, jakie zwykle się wykropkowuje. Red. Jan Jeleński, wydawca antysemickiej „Roli”, broni mistrza. Podbudowany Matejko odpowiada listem do redakcji, w którym wini już nie tylko swoich uczniów hebrajczyków, ale i całą społeczność żydowską.

„Dowiedziałem się o otwartym liście p. Rosenbluma, który podobnie jak inni wyznawcy talmudu z wielkim zuchwalstwem i arogancją odzywają się o wszystkim i o wszystkich. Ustępstwa nasze są na każdym kroku i na każdym miejscu, to wielki upadek ducha. Brak energii, ospałość w sprawach społecznych oraz bierne, powiedziałbym nawet służalcze poddanie się wpływom hebrajskim, spowodowały, że żydzi mają nas już dzisiaj za trupów chodzących, nad którymi wolno się znęcać. Oto przerażające następstwa naszego bezwładu i ospałości”.

To jak dolanie oliwy do ognia. Kiedy następnego dnia Gorzkowski natyka się w kantorze Arona Eibenschütza na jego kuzyna, doktora prawa, ten krzyczy:

„Co ten łajdak Matejko myśli sobie wygadywać na Żydów, my go nauczymy, my mu pokażemy, my go pod Siemiradzkiego podkopiemy”.

Awantura dociera do ratusza. Prezydent Krakowa dr Ferdynand Weigel zaprasza do siebie Gorzkowskiego. Ma prośbę – niech nakłoni swego chlebodawcę, aby publicznie zażegnał konflikt z Żydami. Najlepiej byłoby, aby odwołał swoją mowę inauguracyjną.

– Nie ulegniemy żydowskiej arogancji – odpowiada sekretarz Matejki. Mistrz wniesie do sądu pozew o obrazę czci przeciwko panu Leonowi Eibenschützowi. Jego pełnomocnikiem jest mec. Józef Mochnacki.

Siemiradzki nad Matejkę

Grudzień 1882 r. Pierwszy dzień procesu, który toczy się w największej sali sądu wyższego.

Leon Eibenschütz nie przyznaje się do winy. Nie użył w stosunku do Matejki epitetu „łajdak”: – Protestuję najmocniej, jakobym wyraz ten stosował do mistrza naszego, nigdy nawet na myśli nie miałem zamiaru go obrazić.

Twierdzi, że sekretarz malarza przekręcił jego słowa. Prawda, krzyczał w kantorze w wielkich emocjach, poruszony w mowie inauguracyjnej pana Matejki ustępem o uczniach hebrajczykach. Bo okazało się, że na uczelni jest segregacja studentów. Ci gorsi, wyznania hebrajskiego, są posądzeni o merkantylny stosunek do dzieł sztuki. Odmawia im się poczucia polskości.

– Świetny sądzie – zwraca się pozwany do zespołu orzekającego – od wieków mieszkamy na tej ziemi, kochali ją ojcowie nasi, my ją kochamy, dzieci nasze w miłości ojczyzny wychowujemy. Teraz się okazuje, że zamknięta dla nich brama przybytku sztuki. Kiedy w kantorze mojego kuzyna Aarona zastałem pana Gorzkowskiego, prawdopodobnie inspiratora inauguracyjnej mowy, powiedziałem mu w rozgoryczeniu, że potomność postawi Siemiradzkiego nad Matejkę, bo tamten nikogo nie obrażał. A pan sekretarz na to, że mistrz nie mówił do żydów takich jak ja, tylko do chałaciarzy. Wtedy to wykrętne tłumaczenie nazwałem łajdactwem.

Świadek Marian Gorzkowski zaprzecza tym wyjaśnieniom. Wyraźnie usłyszał w kantorze, jak Eibenschütz nazwał Matejkę łajdakiem. A zza lady przytakiwali mu żona właściciela kantoru i ich syn. Gorzkowski wyjaśnia sądowi, co tak zirytowało mistrza, że otwierając nowy rok szkolny, udzielił grupie studentów ojcowskiej reprymendy. Opowiada o oszustwie starozakonnego ucznia i rozwodzi się nad cierpieniem oburzonego Matejki.

Świadkowie Aron Eibenschütz i jego żona zeznają, że rozmowy ich kuzyna z sekretarzem Matejki nie słyszeli, bo byli zajęci swoimi powinnościami.

Czy „hebrajczycy” to obelga

Mecenas Mochnacki dowodzi, że określenie „łajdak” dotyczyło Matejki. Wyszło z ust znanego doktora prawa, którego dotąd pełnomocnik malarza uważał za człowieka kulturalnego i nieskorego do awantur. – Zrazu pomyślałem – wyznaje – że doszło do nieporozumienia. Dr Eibenschütz przeczytał w gazecie mowę mistrza li tylko pobieżnie, może nawet z pewnym uprzedzeniem, i wypatrzył w tekście coś, czego tam nie było. Oburzył się, powiedział złe słowo, a potem żałował.

Mochnacki postanowił więc prywatnie zwrócić uwagę koledze po fachu na grubą niewłaściwość jego postępowania. A z drugiej strony nakłonić mistrza, aby sprawę puścił w niepamięć. Ale awantura przeniosła się do gazet i ogarnęła kraj.

– A ja jestem jej kozłem ofiarnym! – krzyczy Leon Eibenschütz.

Ale Mochnacki nie reaguje i peroruje dalej. Za cóż to oskarżony i żydostwo rzucili się na mistrza? Że mając w pamięci niechlubny postępek studenta, który chciał dostać pieniężną nagrodę drogą oszustwa, upomniał wychowanków, aby się oddawali sztukom pięknym dla wyższych celów?

– Skoro został wszczęty taki tumult, to powiedzmy sobie całą prawdę – adwokat zapowiada rozprawę z problemem polskich Żydów na przestrzeni wieków, przemawia kilka godzin.

Najpierw Mochnacki wylicza: na 800 tysięcy Żydów zamieszkujących Galicję pracuje zaledwie 50 tysięcy. Reszta żyje ze spekulacji i cudzej pracy.

Student szkoły Matejki, który przedstawił cudzą pracę jako własną, na co dzień widzi takie właśnie postępowanie w swoim plemiennym środowisku.

Adwokat przypomina, że Matejko upomniał żydowskich uczniów bardzo delikatnie. Ani słowem nie wspomniał o powodach, które go do takiej reakcji skłoniły.

– Czy określenie hebrajczycy można uznać za obelgę? – zastanawia się. – Jak was inaczej nazywać? – pyta oskarżonego. – Jeśli spodziewacie się Mesjasza, to chyba jako hebrajczycy, nie zaś jako Polacy.

Adwokat oskarża

Gdyby adwokat na tym skończył, prawdopodobnie wyrok nie byłby inny od tego, który zapadł. Ale Józefa Mochnackiego poniósł temperament.

Rzuca gromy na wszystkich galicyjskich Żydów. – W proteście twierdzicie – krzyczy tak, że musi interweniować sędzia – że Matejko dotknął waszą społeczność, a sami się od nas oddzielacie. Wasze talmudy, chajdery, wasza solidarność dla nas zgubna, czyni was odrębnymi, wielu z was nawet podpisanych pod protestem nie umie po polsku. Przed kilkuset laty, gdy w całej Europie mordowano was, w łachmanach uciekaliście tysiącami do Polski. Znaleźliście tu schronienie pewnie i przyjęto was z gościnnością prawdziwie słowiańską, pozostawiano wam wszelką wolność, nie ciągano do żadnych ciężarów krajowych.

„Używaliście tego z całą swobodą jak pasożyty, nie pracując ani na roli, ani w rzemiośle, wyzyskując wszystko, niszcząc nas ekonomicznie na wszelkie sposoby. Zawsze umieliście obejść każdą ustawę”.

Następnie dostaje się polskiej inteligencji, która na publiczne spostponowanie Matejki w większości zareagowała wzruszeniem ramion. A byli też przeciwnicy wytaczania procesu, bo to „nie jest na czasie, nie trzeba drażnić żydów itd.”.

– Skąd taka postawa? – adwokat zna odpowiedź: „Niejeden z tych inteligentów liczy na zyski materialne w interesach z Żydami albo siedzi u nich kieszeni”.

Napaść na Matejkę Mochnacki nazywa czarną niewdzięcznością. Wszak malarz, twórca historycznych obrazów mógł obrać sobie za temat jedno z tych prawdziwych wydarzeń, gdzie z powodu Żyda cała polska rodzina została pogrążona w największym nieszczęściu. Ale wiedział, że odmalowanie takiej sceny mogłoby wzniecić falę antysemityzmu. Nigdy się do tego nie posunął, gdyż jest człowiekiem szlachetnym, chrześcijaninem, który nawet we wrogach kraju zawsze widzi swoich bliźnich.

Mochnacki na koniec zwraca się do wszystkich Żydów: „Przyjęliśmy was jak braci własnych, ale obywateli nie potrafiliśmy z was uczynić. Wyzyskujecie, niszczycie wszystkich. Zaklinam was na waszego Jehowę – nie tykajcie świętości narodowych, nie obrażajcie mężów, którymi my się chlubimy, nie przyspieszajcie tym sposobem godziny obrachunku z wami. I nie łudźcie się, że unikniecie kary, bo wszędzie macie swoje wpływy”.

Jeszcze tylko ekspozycja wielkości mistrza:

„Gdy my pogrążeni jesteśmy w śnie narodowym, to Jan Matejko maluje nam naszą świetną przeszłość, kołysze fantazję, abyśmy śnili mile i pięknie aż do zbudzenia narodowego”.

Zwraca się do Eibenschütza: „I tego to czcigodnego męża nazwano łajdakiem? Wstyd wam hańba po wsze czasy”.

Jan Matejko – obroniona świętość

Sąd pozwala oskarżonemu na ripostę.

Dr Eibenschütz z trudem powstrzymuje oburzenie. „W taki sposób – zauważa – nikt jeszcze w Polsce nie wyrażał poglądów antysemickich. Jestem tak przejęty, że nie mogę mówić. Nie ja tu jestem oskarżony, to jest sprawa dr Mochnacki kontra Żydzi w ogóle, której ja jestem kozłem ofiarnym. Mimo wszelakich niesłusznych posądzeń zarzucanych mojej nacji nadal pozostaniemy wiernymi synami ojczyzny”.

Tekst wystąpienia Mochnackiego wydrukowano w Lipsku. Cały nakład broszury został natychmiast wykupiony i zniszczony, co dla Gorzkowskiego było dowodem, że „wpływy lobby żydowskiego swobodnie przekraczały granice państw”.

Sąd ukarał Eibenschütza grzywną 150 zł z zamianą na 10 dni aresztu.

Nazajutrz do mieszkania mec. Mochnackiego udali się uczniowie Matejki. Student Jan Styka podziękował w ich imieniu za obronę mistrza, a tym samym obronę narodowej świętości.


Proces Matejki przeciwko Żydom.

Kategorie: Uncategorized

3 odpowiedzi »

  1. Jestem wstrząśnięta ( no tylko trochę. Ponieważ wiem co nie co o społeczeństwie europejskim dziewiętnastego wieku ) faktem, ze Matejko miał proces o antysemityzm .
    Mnie to się wydaje, ze on miał do Żydów stosunek taki jaki miała zdecydowana cześć ówczesnego,społeczeństwa. Zdenerwował się na przekręty studenta Żyda, to uogólnił jego zachowanie na wszystkich Żydów. Jasne, ze to antysemityzm, ale musimy myśleć tez o czasach ,w jakich żył Matejko. Myśle, ze Degas, Renoir i Cezanne byli sto razy większymi antysemitami i to w po – napoleońskiej Francji.
    Wszyscy wiemy o wielkim malarzu żydowskim, który w dodatku odważył się na malowanie tematyki żydowskiej. Maurycy Gottlieb, bo o nim oczywiście mówię, uwielbiał Matejkę i schronił,się pod jego ludzkie skrzydła w Krakowie, dokąd przyjechał z Wiednia , którego sztywności i antysemityzmu nie mógł znieść.

  2. Matejko namalował w 1889 r. klasyczną pracę ”Przyjęcie Żydów”. To NIE antysemita.

  3. Bardzo ciekawy artykul. Matejko i Styka chyba sie w grobie przewracali kiedy Jonasz Stern zostal profesorem Akademii Sztuk Pieknych w Krakowie po II Wojnie Swiatowej.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.