Daniel Schatz.
Przyslal Leon Schatz
Daniel Schatz pisze w Dniu Pamięci o Holokauście o portrecie dwóch zamordowanych krewnych – jego ostatnim fragmencie z żydowskiej Europy Środkowej

Od samego początku zafascynował mnie czarno-biały portret w spokojnym salonie mojej babci w Lund. Za każdym razem, gdy zadawałem pytania o piękną kobietę, która teatralnie obejmuje małe niemowlę na portrecie, spotykałem się z nieuchwytną odpowiedzią. Wygląd babci był pełen miłości, ale smutny.
Obraz wisiał w spokoju, nad szafką, w której przechowywana była wspaniała porcelana, przez ostatnie 30 lat życia babci. Podążał za nią przez granicę polsko-rosyjską, uciekając przed barbarzyństwem nazizmu.
Babcia schowała zdjęcie w wewnętrznej kieszeni marynarki podczas kolejnej deportacji do obozu Stalina w Gułagu. Obraz przetrwał morderczy zimowy klimat syberyjskiej leśnej tajgi, który jest ostro przedstawiony w „Archipelagu Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Zabrała go ze sobą w drogę do życia w pokoju i wolności w Szwecji w 1968 roku, w wyniku antysemickiej kampanii polskiego reżimu komunistycznego, która zakończyła historię polskich Żydów.
Dopiero w wieku jedenastu lat zdałem sobie sprawę, że obraz jest jedynym pozostałym wspomnieniem z gruzów żydowskiej Europy Środkowej, która kiedyś istniała, ale nie mogła. Główne postacie na zdjęciu, starsza siostra i kuzynka babci, zostały zamordowane podczas Holokaustu.
Właściciel domu śpi do dziś podczas rzeźbienia swastyki.
15 lat później podróżuję po fragmentach opowieści, obrazkach i pozostałych dokumentach z minionej epoki. Odwiedzam miejsca, o których tyle słyszałam, ale ani moja babcia, ani inne żydowskie rodziny nie wróciły. Miasta, ulice i place, ożywione pismem Izaaka Bashevisa Singera, które spoczywa w cieniu śmierci. Miejsca zbudowane na ruinach zaginionej cywilizacji, w których pamięć została przekształcona w historię.
W Lublinie, południowo-wschodniej Polsce, zanurzam się w historię, zapominając o teraźniejszości i oszołomiony, jak wielu mogło zniknąć z tego miejsca w tak krótkim czasie, nie pozostawiając żadnych śladów. Siadam na ławce w parku w starej żydowskiej dzielnicy miasta i zaczynam rozmawiać z 86-letnią Jadwigą.
Czy dużo się mówiło o dorastaniu żydowskiego Lublina? Nic, odpowiada. To było tak, jakby ta część historii miasta nigdy nie istniała.
Przechodzę obok dawnego domu SS-Gruppenführera Odilo Globocnika, w którym płyty nagrobne z cmentarza żydowskiego posłużyły jako kostka brukowa w ogrodzie. Jako szef Operacji Reinhard – roboczej pseudonim nazistów za Zagładę Żydów Generalnego Gubernatorstwa – Austriak ten odpowiadał za obozy zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Właściciel domu śpi do dziś podczas rzeźbienia swastyki.
Poza Lublinem udaję się z pomocą taksówkarza do lasu, gdzie krewni mojej babci z dziećmi schronili się u katów Hitlera. Paskudne spokojne miejsce, gdzie myśli, pieśni, debaty, czułość i śmiech zostały wymazane siłą przemocy. Gdzieś na tych zalesionych terenach – bez śladów krwi i grobów – zostali rozstrzelani przez niemieckich żołnierzy po tym, jak ich kryjówka została ujawniona przez chętnych wspólników polskich mieszkańców.
W ciągu dziesięciu lat większość naocznych świadków Holokaustu zniknęła.
Kiedy dzisiaj obchodzimy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, przypominamy sobie sześć milionów systematycznie i przemysłowo mordowanych, w tym półtora miliona dzieci. Liczba jest tak ogromna, że łatwo zapomnieć, że za każdą bezimienną liczbą kryje się osoba z nadziejami i marzeniami, która w większości przypadków nie pragnęła niczego więcej niż życia. Pamięć o wymarłym świecie dźwignia pozostaje w nielicznych fotografiach, które przetrwały wojnę.
„To, co stało się wcześniej, może się powtórzyć. Wszyscy jesteśmy możliwymi ofiarami, możliwymi sprawcami, możliwymi widzami. „Słowa pochodzą od jednego z czołowych światowych badaczy Holokaustu, Yehudy Bauera.
Chociaż Holokaust domaga się koniecznej refleksji nad tym, jak wygląda dziś świat, wydaje się, że nic nie nauczyliśmy się z okropności historii. Świadczy o tym współczesna historia Kambodży i Ruandy, a także masowe groby na splamionych krwią równinach Srebrenicy, Darfuru i Sindżaru.
Duchy przeszłości nie wydają się odstraszać dzisiejszych sprawców. Pokazuje dzisiejszy antysemityzm ze skrajnej prawicy, skrajnej lewicy, a także brutalnych islamistów i Szwedów pochodzących z Bliskiego Wschodu, którzy przywieźli do Europy starego testera kraju i wrogie obrazy.
Widzieliśmy nienawiść ujawnioną, kiedy sympatyzujący z IS terrorysta Amedy Coulibaly zastrzelił cztery osoby i wziął 15 zakładników w żydowskim sklepie spożywczym Hyper Cacher w Paryżu 70 lat po wyzwoleniu Auschwitz. Wszystkich uważnie przesłuchiwał o imię, wiek – i religię. Coulibaly ścigał Żydów.
Podobną nienawiść wyrażano, gdy w zeszłym roku na ulicach Malmö zebrały się tłumy z zaciśniętymi pięściami, krzycząc po arabsku, że zamierzają zabić Żydów. W tym samym mieście pancerne drzwi i kuloodporne szyby chronią żydowską salę zgromadzeń.
W ciągu dziesięciu lat większość naocznych świadków Holokaustu zniknęła. Przekształcenie żywej pamięci w historię ułatwia pracę tym, którzy próbują zapomnieć o świecie. Wtedy będzie jeszcze łatwiej powtórzyć to, co powiedzieliśmy, że nigdy się nie powtórzy. Jeśli nie w dokładnie takim samym kształcie, to w nowej formie.
Obowiązek pamiętania, a także przeciwdziałania nienawiści i antysemityzmowi jest podstawowy, ale niewystarczający. Nasza współczesna historia ilustruje potrzebę wyciągania wniosków z brutalności przeszłości poprzez konsekwentną obronę wolności, demokracji, powszechnych praw człowieka i wartości rządów prawa.
Obojętność milczącej większości na największą katastrofę naszej własnej cywilizacji pokazuje, jak ważne jest, aby społeczność międzynarodowa interweniowała na czas – w razie potrzeby z użyciem siły – aby zapobiec nowym ludobójstwom i zbrodniom przeciwko ludzkości.
Z cienia machiny śmierci Holokaustu, jak powiedział Jehuda Bauer, wyłoniły się trzy nowe przykazania: „Nie będziesz sprawcą. Nie ofiarą ani biernym widzem masowych mordów, ludobójstwa czy tragedii tego samego rodzaju, co Holokaust ”.
Kiedy dzisiaj upamiętniamy najgorszą zbrodnię w moralnej historii Europy, politycy, dyskutanci i pisarze po raz kolejny powtarzają stereotypy „nigdy więcej”.
Albo nie mówiono tego wystarczająco często. Albo zaklęcie nie działa.
Daniel Schatz
Daniel Schatz jest doktorem nauk politycznych i niezależnym pisarzem, były Visiting Fellow na Harvardzie, Stanford, Columbia i New York University.
Kategorie: wspomnienia
Przejmujące do bólu głowy!