Przyslala Rimma Kaul

W XIV wieku król Polski, Kazimierz Wielki, rozszerzył przywilej Bolesława Pobożnego na obie główne ziemie swego zjednoczonego już królestwa. Najpierw, 9 października 1334 roku, na Małopolskę; potem, w wersji rozszerzonej, 25 kwietnia roku 1367, na Wielkopolskę (Mazowsze ani Śląsk jego władzy nie podlegały). „Sędzia żydowski”, dla spraw między chrześcijanami a Żydami, nie zajmował się sprawami między samymi Żydami; te rozstrzygali starsi, „seniorzy”, danej gminy żydowskiej. W sprawach o wartości sporu powyżej 50 grzywien czy też przed sądem już królewskim przysięgać musiał Żyd nad „rodałem”, zwojem zakonu, czyli swego Prawa; w pomniejszych wystarczała przysięga u wejścia do szkoły żydowskiej – co przy okazji dostarcza nam cennej informacji o wczesnej powszechnej oświacie w społecznościach Żydów polskich. Była to oświata religijna, ale uczyła praw i obowiązków. Notabene w poprzednim, XIII-tym stuleciu rabin Eliezer z Czech, znawca i komentator Talmudu, wyrażał się z pogardą o Żydach Polski, Węgier i Rusi, którzy z biedy nie parają się nauką Zakonu, a tylko najmują sobie pierwszego lepszego Żyda z odrobiną wiedzy talmudycznej, który pełni funkcje i rabina, i kantora, i nauczyciela dzieci w szkole. Sygnał, że i rabin od początku był wybieralny!
Na mało ludnych ziemiach polskich dżuma nie rozpanoszyła się aż tak bardzo, dotknęła głównie większe skupiska ludzkie, a więc miasta. W tych miastach, osadzanych na prawie „magdeburskim”, dominowali osadnicy z ziem języka niemieckiego, którzy przywozili też ze sobą świętą i bogobojną zawiść mieszczańską wobec umiejętności i bogactwa swoich Żydów; w latach zarazy pod przewodem swego patrycjatu atakowali Żydów i zabijali w Krakowie, Kaliszu i Przemyślu, pierwszy raz w roku 1349 i potem znowu, przy nawrocie dżumy, w roku 1360 (król węgierski, Ludwik, siostrzeniec Kazimierza, wypędził wtedy Żydów z Węgier, skąd uszli oni do Polski – co nie zmartwiło jego wuja).
Król polski, popierający handel, potrzebował Żydów dla swego programu rozwoju kraju – powstało za jego panowania 65 nowych miast. Karał mieszczan, ale potrafił też układać stosunki między nimi a Żydami. Z czasem jego zaufany bankier, Lewko, syn Jordana, Żyd z Krakowa, dzierżawił razem z mieszczanami podkrakowskie żupy solne i mennicę, a nawet załatwiał interesy dla rady miejskiej Krakowa. Poza wspomnianymi zaś wyżej trzema miastami przywileje Kazimierzowskie skutecznie chroniły Żydów przed agresją.
Heiko Haumann za „Księgą Żydów polskich” z 1916, opracowaną w języku niemieckim przez Samuela J. Agnona (nb pierwszego potem noblistę literackiego Izraela) i Ahrona Eliasberga, za książką do dziś nietłumaczoną na polski (!), cytuje charakterystyczny stary tekst żydowski:
I widział Izrael, jak ciągle powtarzają się jego cierpienia, jak mnożą się zakazy, wzmagają prześladowania, jak wielka staje się niewola, jak z powodu panującego zła nieszczęście goni nieszczęście, jak mnożą się akty wypędzenia, i nie mógł już dłużej wytrzymać z powodu tych, którzy go nienawidzili. Wyszedł więc na drogę, patrzył i pytał o ścieżki tego świata, która jest słuszną, którą powinien pójść, aby znaleźć wreszcie spokój. Wtedy z nieba spadła kartka: Idźcie do Polski!
Poszli więc do Polski i ofiarowali królowi całą górę złota, a król przyjął ich z wielkimi honorami. Bóg ulitował się nad nimi i pozwolił im zaznać łaski od króla i książąt. […] Istnieje jednak także przesłanka ku temu, że Izrael zamieszkiwał w polskim kraju od pradawnych czasów i rozkwitał tam w uczoności i prawie. Gdy przybyli bowiem z królestwa Franków, znaleźli w Polsce las, którego drzewa pokryte były wokół napisami, a na każdym drzewie wyryty był traktat z Talmudu. To las kawęczyński, który ciągnie się do Lublina.
Są też i tacy, którzy wierzą, że również nazwa kraju pochodzi ze świętego źródła, z języka Izraela. Gdy Izrael bowiem tam dotarł, powiedział: po-lin, co oznacza: tu przenocuj! I mieli na myśli, tu chcemy przenocować, zanim Bóg znowu pozwoli zebrać się rozproszonemu ludowi Izraela.
Tak opowiadali nam nasi dziadowie
(tłum. Cezary Jenne).
Ta legenda na pewno nie dotyczy XIII wieku. Dotyczy XIV wieku, panowania Kazimierza Wielkiego, i czasów późniejszych. Przekazuje wszakże istotną informację o tych Żydach, którzy niegdyś, zatem wcześniej, przybyli z „królestwa Franków”. Nie przypadkiem też narodzi się w kręgu świata żydowskiego pieśń religijna, zaczynająca się słowami: „O Polsko, ziemio królewska, na której od wieków szczęśliwie żyjemy…”
Przywileje „de non tolerandis…”
Kiedy cała Europa spływała krwią własnych i cudzych obywateli, w epokach wojen i terroru, panowało przez ten czas następne paręset lat „pokoju polskiego”. Żydzi i inni imigranci ciągnęli doń wręcz masowo.
Mieszczanie Żydów nie cierpieli – ci jako słudzy skarbu nie podlegali jurysdykcji miejskiej i nie opłacali się gminie miejskiej. Kiedy jednak w 1407 r. w Krakowie motłoch zaatakował domy żydowskie, straż miejska szybko zaaresztowała prowodyrów rabunku. Kiedy z końcem XV wieku grupa „krzyżowców” w drodze na wojnę z Turkami napadła na dzielnicę żydowską w Krakowie – król nie tylko stłumił awanturę, ale ukarał miasto za brak ochrony.
Prześladowanie Żydów było nie do pomyślenia.
Niektóre miasta próbowały zapewnić sobie przywilej „de non tolerandis Judaeis”, czyli zakaz osiedlania się Żydów w mieście, co by uwolniło kupców od groźnej, bo sprawniejszej konkurencji. Zakaz przyznano kilkunastu miastom, w większości – przyznali go jeszcze swoim miastom Krzyżacy lub książęta mazowieccy jak Warszawie. Rzadko przestrzegano go – trudno było sobie radzić bez pieniędzy żydowskich bankierów i kupców.
Nie był ten przywilej „antysemityzmem”. Jak nie było „antypolskie” czy „antychrześcijańskie” przyznanie Żydom, którzy w roku 1495 musieli wyjść z Krakowa do przykrakowskiego Kazimierza, przywileju „de non tolerandis christianis”. W przyszłości, co się przemilcza, uzyskają go niemal wszystkie gminy żydowskie Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie miasta rozwijały się wolno i słabo – dławiła je o ileż silniejsza konkurencja kupiectwa żydowskiego! Pod koniec XV wieku w Wielkim Księstwie Litewskim udało się tamtejszym miastom przeforsować w roku 1495 wypędzenie Żydów z Litwy – ale skończyło się na obietnicy Aleksandra, ówczesnego wielkiego księcia. Sama szlachta litewska zrobiła wszystko, by „swoich” Żydów zatrzymać – rządziła swoimi dobrami i nikt nie mógł jej zakazać korzystania z usług „swoich” Żydów.
Miasta z końcem tegoż XV wieku były w Koronie jeszcze dość silne. Kraków w „dobrowolnym” układzie, „bez żadnego przymusu”, wydusił na „swoich” Żydach w 1485 roku, że w samym Krakowie ograniczą się jedynie do sprzedaży przepadłych zastawów tudzież do handlu obnośnego garderobą i kołnierzami od własnych żydowskich rzemieślników. We Lwowie kilka lat później król Jan Olbracht ograniczył prawa tamtejszych Żydów do handlu suknem, co już było zupełnie pustym gestem, bo same tekstylia starczały do wielkich obrotów, a innymi towarami, jak drewnem, zbożem czy bydłem, handlowało się poza miastem.
Stefan Bratkowski: Pod tym samym niebem. Historia Żydów polskich ( 4 )
Król i „jego” Żydzi
Wielowiekowe zbożowe Eldorado polskie, zapoczątkowane panowaniem Kazimierza Wielkiego, przyciągało Żydów jako ludzi interesu. Jednakże łatwy dobrobyt nie obezwładniał ich tak jak szlachtę: ta sama szlachta polska, która z początkiem XV wieku sama opodatkowała się na wojnę z zagrażającymi królestwu i Litwie Krzyżakami, Zakonem Niemieckim, zdobywcą Prus, po kilkudziesięciu latach nie chciała już i nie umiała się bić; gdyby nie wojska zaciężne, nigdy by miasta pruskie i pomorskie nie zdołały wygrać swoimi pieniędzmi wojny Korony Polskiej z Zakonem, a była to wojna tych miast o przyłączenie do Korony.
Szlachta myślała tylko o sobie. W 1496 roku zakazała mieszczanom kupowania majętności ziemskich, a chłopom… noszenia złotych łańcuchów i wysyłania do nauk więcej niż jednego młodego człowieka z gospodarstwa; ten dobrobyt wiejski wyjaśnia zarazem, dlaczego Polska nie znała i wojen chłopskich.
Hiszpania po wygnaniu Żydów paliła na stosach „marranów”, tych, co przyjęli chrzest, jako heretyków, na równi z podejrzanymi o tajemną wierność islamowi „moryskami”, których wygna sto lat poźniej. W Polsce Żydzi ubierali się tak samo jak szlachta; portret „lichwiarza” na współczesnej rycinie będzie portretem zamożnego szlachcica (co ciekawe, przyszły „chałat” chasydów będzie miał krój zbliżony do szlacheckiego kontusza).
Pod wpływem Jana Łaskiego, najwybitniejszego polskiego męża stanu XVI wieku, król polski, Aleksander, ustanowił w roku 1503 Pierwszego Rabina Polski, „rabina generalnego”. Został nim znajomy przyjaciół Łaskiego, Fiszlów, całej dynastii żydowskich faktorów i bankierów królewskich, uczony talmudysta, znawca Prawa, urodzony w Lublinie Jakub ben Józef, zwany „Polakiem” – przybyły z Pragi czeskiej, gdzie jako rabin kierował tamtejszą jesziwą, talmudyczną szkołą średnią.
Król wyposażył go w bardzo szerokie kompetencje i zwolnił od podatków; ten urząd stanie się zalążkiem przyszłego ogólnokrajowego samorządu Żydów polskich. Sam Jakub rządził będzie dość samowładnie, wywoła ataki kahału krakowskiego i czołowych rabinów Europy; rabin aż z Padwy (!) rzuci nań klątwę, „cherem”, wykluczającą go ze społeczności żydowskiej!
Zygmunt Stary innego przybysza z Czech, Abrahama, bankiera swego bratanka, króla Czech i Węgier, mianował w 1512 roku generalnym poborcą podatków żydowskich z Wielkopolski i Mazowsza, a w 1514 roku z całego państwa. Tegoż roku prosił specjalnym listem „doktorów” prawa żydowskiego, czyli rabinów, by wyklinali tych, co nie będą chcieli płacić. Opierał się Abrahamowi kahał krakowski, zakazał mu mieszkania w Kazimierzu krakowskim i – wyklął go; król wyłączył Abrahama spod jurysdykcji rabinów i seniorów gmin żydowskich, a w roku 1518, kiedy Abraham już wrócił do handlu, osiadłszy we Lwowie, Zygmunt Stary udzielił mu specjalnym przywilejem prawa zamieszkania gdzie zechce i prawa handlu w nieograniczonym zakresie. „Cherem” przekreślić decyzji królewskich nie mógł.
Czy naprawdę klątwa, i to padewska!, zmusiła Jakuba do opuszczenia Polski? Nie sądzę. Rabin krakowski, założyciel i głowa krakowskiej „jesziwy”, szkoły talmudycznej, był przy nominacji królewskiej władzą sam dla siebie. Myślę, że Jakub miał po prostu ze swoim racjonalizmem dosyć swych wiernych tradycjom współwyznawców. Historia tego mędrca, przedstawiana w różnych wersjach, wymaga dopiero bliższych studiów. Dziś odmawia mu się nawet autorstwa dzieła „Chilukim” („Różnice”), którym zapoczątkował nową metodykę analiz Talmudu. I może to on zapoczątkował pewne specyficzne dziedzictwo kulturowe treningu umysłowego, które po wiekach zaowocuje sukcesami Żydów w nauce współczesnej i… szachach.
Gaspar da Gama i inni
Są w dziejach ówczesnych Żydów tematy iście do powieści przygodowej. Nie musimy jak Ignacy Schipper dedukować, że to Żydzi „wygnani” z Litwy udali się na ziemie tureckie. Handlowali ze Stambułem Żydzi poznańscy. Z rozmachem niebywałym: sensację przeżył Vasco da Gama, lądując po raz pierwszy w Indiach i spotykając tam… potomka polskiego Żyda z Poznania. Poznański ojciec tego Żyda osiadł był w Jerozolimie, a potem w Aleksandrii – dokąd udał się wedle domysłu Ignacego Schippera po kampanii antyżydowskiej Jana Kapistrana, kaznodziei wędrującego po Europie i szczującego przeciw Żydom, ale ja nie sądzę, by ludzie tego rodzaju robili interesy ze strachu.
Gaspar da Gama, którego wielki portugalski odkrywca przyjął do herbu i rodziny, nie był żadnym wygnańcem; ujęty jako jeniec po starciu z piratami, okazał się, po chłoście, szpiegiem, wysłannikiem władcy Goa, miasta i kraju na Wybrzeżu Malabarskim Indii. Rywalizował w Indiach z kupcami arabskimi i musiał być w tej rywalizacji człowiekiem bardzo zręcznym, a wpływowym. Król Portugalii, Manuel, czyli Emanuel I, napisze do swego rezydenta w Kurii Rzymskiej, kardynała da Costa, że to wielki kupiec, który „zna szlak handlowy z Aleksandrii do Indii i (szlaki) w głębi Indii oraz drogi handlowe do Tartarii aż po wielkie morze”. Doradzał ów Gaspar da Gama (lub da India) królowi, pomagał nie tylko następnej wyprawie, wyprawie Cabrala, który odkrył po drodze Brazylię, ale i następnej, Affonsa de Albuquerque, zdobywcy Goa w roku 1510, jako przewodnik i tłumacz. Czy to on eskortował z Indii do Lizbony słynne białe słoniątko, które potem zawieziono do Rzymu w prezencie dla papieża, nie wiemy, ale w zakupie zwierzęcia pewnie uczestniczył…
Z domenami tureckimi wiązał Żydów polskich nie tylko handel. W późniejszych latach panowania Zygmunta Starego zostaną Żydzi oskarżeni, że wywożą do Turcji swe majątki! Król zarządził śledztwo, zatrzymano jakichś seniorów gmin, ale w roku 1539, podobno pod naciskiem magnatów i za jakimś wykupem, zwolniono ich. Czy chodziło o przewóz „grosza palestyńskiego”, czyli składki, którą uiszczała każda z gmin żydowskich na utrzymanie szkół i biedoty żydowskiej w Palestynie, na pomoc dla pielgrzymów? Czy o wielkie zakupy na ziemiach Turcji? Wrócimy do tego przy okazji samorządu żydowskiego w Polsce, na razie wspomnijmy, że o te wysyłane „do Turek” pieniądze będą Żydów obwiniali ich późniejsi szlacheccy krytycy.
Być może nie z powodu klątwy, a właśnie z „groszem palestyńskim” udał się tam stary Jakub „Polak” – by spędzić tam dziesięć lat. Nie brakowało w Palestynie Żydów z Polski; choćby – Szlomo, Samuel, zapewne też z Poznania, ojciec słynnego później mistyka i kabalisty, urodzonego już w Jerozolimie, Lurii, czyli Icchaka Aszkenazego; nauki będzie pobierał Luria u pochodzącego z Polski kabalisty Kalonimusa.
Z Turcją i w Turcji handlowali nie tylko Żydzi z Polski. W Polsce odnotuje się tamtejszych kupców z kręgu Żydów sefardyjskich jako „Frenków”, czyli że odziedziczyli oni na Wschodzie imię dawnych „Franków”, tj. krzyżowców. Największą z nich sławę zyska w Polsce tajemniczy Żyd portugalski, Dom Joao Miguez Mendes, podobno turecki książę wyspy Naksos, dworzanin sułtanów Sulejmana Wspaniałego i Selima II; musiał przyczynić się do zdobycia Naksos przez Turków w roku 1566, bo inaczej trudno sobie wytłumaczyć tytułowanie go „księciem” w Polsce. Podobno myślał o żydowskiej kolonizacji Palestyny, byłby to więc najwcześniejszy pionier idei powrotu do własnego państwa Żydów w Palestynie.
W Polsce darzył go przyjaźnią sam król Zygmunt August, którego listy doń zaczynały się – „Excellens domine, amice noster…”, albo „Illustris princeps, amice noster…” W przywilejach, które ów dom Józef Nassi otrzymał na import małmazji i innych win oraz produktów południa tudzież na eksport wosku, zaznaczyła kancelaria królewska, że to na osobistą interwencję samego Selima II!
Już Sulejman, podbiwszy Węgry, utrzymywał z Polską stosunki więcej niż poprawne, zawierał z nią traktaty przyjaźni. Jego sułtankę, zwaną Roksolaną (w Turcji była Hasseki Hurrem), historycy nazywali „polską sułtanką” – korespondowała z królową Boną, a po śmierci Zygmunta Starego wysłała list kondolencyjny do Zygmunta Augusta – po turecku. Selim II pisał do Zygmunta Augusta z prośbą o opiekę nad tureckimi kupcami wracającymi z ziem caratu Moskwy!
To nie jakaś tylko barwna anegdota, lecz – obroty handlowe wprost niewiarygodne. Dwaj faktorzy dom Józefa Nassi’ego, Chaim Kohen i Abraham Mosso, z przywilejem z roku 1567 na pięć lat handlu małmazją i muszkatelem, prowadzili skrupulatnie swe księgi rachunkowe; za lata 1567-69 wykazują one sprzedaż we Lwowie 377 beczek małmazji za ok. 33 tys. florenów, czyli florenckich dukatów, i 212 beczek muszkatelu za ok. 20 tys. florenów; za rok następny, od końca maja 1569 do końca maja 1570, 374 beczki małmazji i 70 beczek muszkatelu. W roku 1570 inny „Frenk”, inny wygnaniec z Portugalii, Jakub Sydis, sprzedał we Lwowie 230 beczek małmazji, przywiezione do Kilii na dwóch statkach. A to przecie dane tylko wyrywkowe!
W latach 1575-1600 miało swoje faktorie w Polsce dwunastu takich „Frenków” z Grecji i Turcji. Zarobili na żywą niechęć zarówno mieszczan, jak Żydów polskich. Syn zmarłego w roku 1570 Abrahama, Mosze de Mosso, któremu Stefan Batory przedłużył przywilej, nadany ojcu, pisał później, że gdyby nie opieka i przychylność kanclerza Zamoyskiego, byliby ich mieszczanie lwowscy żywcem pożarli, a „i nasi zaprawdę jak psy nienawiścią zieją”. Po jakichś 30 latach miejscowi ostatecznie tych „Frenków” z Polski wygryźli.
Handel z Południem bynajmniej nie zamarł. Nieoceniony Ignacy Schipper cytuje rabina z Turcji, zmarłego w 1585 roku, który wspomina innego Żyda z Wielkopolski, Majera Aszkenazego, „kupca na Egipt, Indie i Tatarię”. Opowieść pewnego starca, też na pewno kupca, mówi, że „bawiąc w Goa poznał tam pewnego Żyda, który przybył z Egiptu i przywiózł ze sobą nieżydowskich niewolników”. Nie anonimowo: „ten to Żyd nazywał się Majer Aszkenazy i pochodził, jak sam mu podał, z miasta wielkopolskiego, w którym dotąd żyją jego rodzice oraz jego brat, wychowanek uczelni talmudycznej w Brześciu Litewskim”.
Tego brata chyba zaraz poznamy, na razie dodajmy, że Majer Aszkenazy uczestniczył w poselstwie chana krymskiego, Dewleta Gireja, do Polski w roku 1567. Zginie z rąk piratów razem z całą załogą swego statku. Czy wystarczy tych przygód?
Cdn
Stefan Bratkowski: Pod tym samym niebem. Historia Żydów polskich ( 5 )
Kategorie: Uncategorized