
Artykuł przeczytałem z zainteresowaniem, lecz nie zgadzam się z niektórymi twierdzeniami. Jak dobrze pamiętam, powojenny reżym komunistyczny – przynajmniej do oficjalnej kampanii antysemickiej 1968 roku – nie „odrzucał Żydów jako mniejszości religijnej lub narodowej”. Wznowione kongregacje żydowskie z domami modlitwy w Warszawie i innych większych miastach prowadziły koszerne stołówki, dostarczały mace na Paschę, odprawiały komunalne sedery.
Jeszcze aktywniejsze było świeckie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce (TSKŻ), które prowadziło kluby kulturalne, chóry pieśni żydowskich, wydawało prasę i książki w jidysz. Choć zdominowany przez komunistów, TSKŻ prowadził szkoły żydowskie i Żydowską Organizację Harcerską, a po odwilży politycznej 1956 roku organizował żydowskie kolonie letnie dla nastolatków. Teatr Żydowski pod dyrekcją Idy Kamińskiej – oficjalnie od 1954 roku państwowy – współdziałał z TSKŻ-em.
A więc Żydzi w ówczesnej Polsce byli mniejszością religijną i etniczną i tak właśnie ich traktowano.Piszę to jako naoczny świadek. W latach 1947-52 chodziłem w Łodzi do żydowskiej i należałem do żydowskiego harcerstwa. W sierpniu 1955 liczna delegacja izraelska przybyła do Warszawy na Międzynarodowy Festiwal Młodzieży o Studentów. Tańczyli izraelskie tańce ludowe (boso), które podobały się publiczności. Byłem wtedy studentem dziennikarstwa i sprawozdawcą prasowym takich wydarzeń dla żydowskiej gazety Fołks-Sztyme. Po roku Izrael stał się w Polsce popularny wskutek sukcesów Kampanii Synajskiej.
Polscy dziennikarze latali do Izraela, rozchwytywano czasopisma z ich reportażami. Chodziłem regularnie do Teatru Żydowskiego a od 1959 do 1967 roku występowałem w nim jako aktor. Na gościnnych występach w terenie jadałem w kongregacyjnych stołówkach i klubach TSKŻ. Brałem udział w komunalnych sederach, a z czasem, należąc do elity kulturalnej, w przyjęciach wydawanych przez izraelską ambasadę (włącznie z sederem). Prawda, że te przejawy życia żydowskiego zostały w końcu zamrożone przez reżym, lecz dopiero podczas antysemickiej kampanii 1967-68.
Twierdzenie dra Cebulskiego, że “po wiekach bogatej wymiany kulturalnej na wspólnej ziemi stosunki polsko-żydowsko/izraelskie zostały niemal zamrożone”, jest również z innego powodu tylko częściowo prawdziwe. Mieszkaliśmy na wspólnej ziemi, ale „bogata wymiana kulturalna” zaczęła się nie wcześniej niż w drugiej połowie XIX wieku i była raczej jednostronna: część zasymilowanej inteligencji żydowskiej uczestniczyła i wywierała wpływ w polskiej kulturze, ale prawie bez wzajemności. Poza tym z mojego doświadczenia wynika, że „stosunki między Polakami a Izraelczykami w czasie zimnej wojny” nie zawsze były „mroźne” (frosty) jak je określił autor. Komunistyczna Polska tolerowała a nawet ułatwiała żydowską emigrację do Palestyny w latach 1945-1950 i ponownie po odwilży 1956 roku.
Po-stalinowski reżym Władysława Gomułki pozwalał na wyjazdy turystyczne do Izraela i nie zabraniał emigrantom – wśród których znaleźli się moja matka i ojczym – zabierać z sobą niemal całego dorobku. W 1959 podczas mojej pierwszej wizyty w Izraelu Holon, gdzie osiedlali się nowi imigranci z Polski, przezywano „Gomułkowo”. Nasz Teatr Żydowski występował wtedy w Tel Awiwie, gdzie było parę polskich kawiarń a polska księgarnia przy ruchliwej ulicy Allenby oferowała polskie książki i bieżące numery czasopism. Zatem stosunki między Polakami a Izraelczykami przetrwały znaczną część zimnej wojny aż do czerwcowej wojny 1967 roku.Mam także zastrzeżenie do wypowiedzi rabina Schudricha, że – cytuję za autorem artykułu – „wizerunek Polski w świecie nigdy nie był tak negatywny jak w ostatnich dwóch miesiącach”.
To było w czasie sprawy sądowej, wytoczonej przez polskie władze historykom Barbarze Engelking i Janowi Grabowskiemu. Znów jako świadek twierdzę, że wizerunek Polski nigdy nie był gorszy niż w 1968 roku.PS Ten mój list – napisany po angielsku i przetłumaczony tutaj przeze mnie – ukazał się w bieżącym numerze Israel Journal of Foreign Affairs. Przy okazji dodaję, że życie żydowskie w Polsce było w omawianym tu okresie dużo bardziej autentyczne niż kiedykolwiek później (ile dzieci żydowskich rodziło się po roku 1968 w Polsce?) i dlatego uparcie wracałem do Polski w 1960, 1964, 1965, a nawet wiosną 1967 roku – na pół roku przed ucieczką (patrz „Uchodźcy”).
FB
Kategorie: Uncategorized
Grynberg ma rację. Po wojnie w Bielsku-Białej istniała gmina żydowska. Była synagoga, dokarmiano dzieci (mnie również), był dom dziecka, chyba w 1947 byłem na mojej pierwszej w życiu kolonii żydowskiej w Dusznikach. Była nauka hebrajskiego, odżył klub Makkabi, którego jestem chyba najstarszym żyjącym członkiem i w którym nauczyłem się pływać. Około 1948 roku klub rozwiązano, większość dzieci wyjechała do Izraela. Z dzieci urodzonych przed wojną pozostało dwu. Tego drugiego nigdy nie spotkałem. Reszta to tak, jak pisze Heniek, ale ja w tej działalności nigdy nie brałem udziału, sądzę że z powodu różnicy wieku. Moja żona natomiast, jeździła na wszystkie kolonie żydowskie po restauracji żydowskiego życia w BB.
Całkowicie zgadzam się z oceną okresu PRL sprzed1968 roku przez autora. Pamiętam te czasy może i lepiej od autora, bo jestem o 6 lat starszy od niego i pierwsze 2 lata powojenne przeżyłem we wspaniałym żydowskim domu dziecka pod Warszawą. Do PRL mielismy stosunek bardzo przyjazny, tak samo jak do radzieckiego ”protektoratu”. Wynikało to z wielu powodów, a szczególnie z tego, że Armia Czerwona uratowała nam życie, a ówczesna władza starała się wymazać rozróżnianie Polaków (chrześcijan) od Żydów (żydów).