
Potrzebujemy nowej rewolucji, nowej odsłony tego globalnego zrywu, który przeorał całą społeczną i polityczną kulturę Zachodu 55 lat temu.
Mija 55 lat od polskiego Marca 1968 r. Dwie piątki wyglądają godnie, lecz rocznica jest ważna również dlatego, że główni bohaterowie ówczesnych wydarzeń, czyli studenci, właśnie teraz kończą swoje zawodowe kariery, wchodząc w wiek mniej czy bardziej pasywnej starości. Nie wszyscy, lecz w każdym razie dość wielu, aby można było orzec, że tzw. pokolenie Marca wycofuje się już z życia publicznego.
Warto ten fakt odnotować z dwóch powodów. Po pierwsze czas pięknie podziękować za to, co dla polski uczyniła inteligencja ukształtowana moralnie i politycznie w gorących pierwszych miesiącach roku 1968. Straszne rzeczy, które zdarzyły się niedługo potem – ekspulsja większości polskich Żydów, a następnie, w grudniu 1970 r., strzelanie i zabijanie protestujących robotników Wybrzeża – zahartowały tysiące uczestników demonstracji marcowych i przygotowały ich do działalności opozycyjnej w latach 70. i 80. Młody KOR wyrósł z Marca, a prawdziwy cud Sierpnia ’80 to również w znacznej mierze dzieło uczestników tamtych chwalebnych wydarzeń, będących częścią rewolucji kulturowej, wznieconej daleko, na kampusach mitycznej Kalifornii w roku 1967. Nie pamiętam tych czasów, lecz wychowałem się pośród ludzi „pokolenia Marca” i potrzebę wyrażenia wobec nich wdzięczności odczuwam bardzo osobiście.
Po drugie, odejście na zasłużoną emeryturę ludzi, którzy uczyli się aktywności społecznej u boku Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, oznacza osierocenie tych, którzy dziś są w sile wieku i muszą brać na swe barki misję obalenia reżimu niemalże równie paskudnego, jak ten, z którym mierzyli się tamci. Nam jest łatwiej, bo jednak PiS i jego rządy to nie to samo co PZPR Gomułki, mające za sobą i nad sobą kremlowskich nadzorców. A jednak jednocześnie jest nam trudniej, bo niewielu jest pośród nas ludzi walecznych, gotowych ponieść ofiarę. Pokolenie Marca, urodzone tuż po wojnie, miało nad nami wiele przewag. Wychowali się w twardych warunkach, pośród ruin i w żywej pamięci najczarniejszych czasów, a wzorce i inspiracje czerpali z wydarzeń roku 1956. Paradoksalnie, pomimo że byli pierwszym pokoleniem PRL-u, w znacznym stopniu odciętego od świata, wychowali się w świecie zjednoczonym ideami postępu. Reżim komunistyczny, przy całej swej obrzydliwości, opierał się na ideach i ideałach socjalizmu, z dobrodziejstwem inwentarza przejmując rozmaite postulaty postępowe, nawet te niełatwo zapadające w serca konserwatywnych partyjnych bonzów. Gdy na fali protestów przeciwko wojnie wietnamskiej oraz dyskryminacji ludności afroamerykańskiej w 1967 r. w USA poczęła się obyczajowa i polityczna rewolta, młodzież zza żelaznej kurtyny bezbłędnie odczytała jej przesłanie. Nawet młodzież partyjna. Mimo wszystko lewica po obu stronach geopolitycznej barykady miała ze sobą wiele wspólnego. Istniała wówczas ideowa ciągłość – geograficzna i międzypokoleniowa. Dziś jej nie ma.
W 1988 r. studenci upamiętniali 20. rocznicę Marca transparentami z napisem „Urodziliśmy się w 1968”. Mądre to było i znamienne. Brzmiało jak obietnica i zapowiedź. Oto nasze pokolenie studenckie czerpie inspirację od tamtych, dwie dekady starszych od nas studentów; jesteśmy kontynuatorami ich dzieła i nie zawiedziemy. I faktycznie – ci, którzy wchodzili wówczas w dorosłe życie, jako pokolenie nie zawiedli. Kto wtedy demonstrował, wspierając wielkie wydarzenia lat 1988–89, dziś też nie jest bezczynny. Wielu współczesnych działaczy demokratycznych, z KOD czy innych organizacji, wtedy właśnie przeszło polityczną inicjację; niektórzy zaczęli nawet wcześniej – w stanie wojennym. Jeśli jednak prawdą jest, że w rozstrzygających historycznych chwilach łączą się we wspólnym dziele pokolenia, to dziś spadkobiercy Marca mają powody do niepokoju. Nasi marcowi patroni odchodzą, a my nie bardzo umiemy nawiązać kontakt z aktywną politycznie młodzieżą. Ona zaś nie ma ochoty wzorować się na nas i czerpać z naszych doświadczeń. Zostaliśmy sami. Niepiękni pięćdziesięcioletni.
To niebezpieczny moment. Dotychczas sztafeta politycznych polskich pokoleń działa bez zarzutu. Może to zabrzmieć egzotycznie, lecz na dobrą sprawę pałeczka postępu nie upadła na ziemię od czasów Kościuszki. Ale też nigdy różnica wieku nie znaczyła kulturowo tak wiele jak dziś. Pokazały to wielkie demonstracje Strajku Kobiet w 2020 r. Ich młodzieżowa energia wyładowała się zupełnie obok starego świata politycznych wartości, z państwem prawa i demokratycznym porządkiem, a niechby i nawet ojczyzną oraz narodem w centrum. Ta „postpolityczność” czy „postideowość” stanowi wyzwanie, na które nie ma jeszcze odpowiedzi. Na razie korzystają na tym cyniczni populiści, podsycający nastroje anarchistyczne i promujący szyderczy egocentryzm jako wypełnienie aksjologicznej pustki, pozostawionej po anachronicznych ideologiach i systemach politycznych. Jednym z nich jest, czy nam się to podoba, czy nie, „analogowa demokracja”, oparta na rywalizacji partii politycznych i cyklicznych wyborach do ciał przedstawicielskich.
Najwyraźniej potrzebujemy nowej rewolucji, nowej odsłony tego globalnego zrywu, który przeorał całą społeczną i polityczną kulturę Zachodu 55 lat temu. Postulaty amerykańskich hipisów i francuskich studentów zostały zrealizowane. Dziś, paradoksalnie, znów na czoło wysuwają się kwestie socjalne i pracownicze. Spektakularna wolność w sieci przesłoniła wolność polityczną, którą tym trudniej jest nam dziś obronić. Nie wiem, czym będzie nowa rewolucja. Teraz jednak musimy dać sobie radę sami, a naszym dzieciom może spróbujemy po prostu nie przeszkadzać.
Kategorie: Uncategorized
Miło poczytać o swoich młodzieńczych, wspaniałych dniach marcowych na Politechnice Warszawskiej. Dostalismy potem w kość ale warto było!!!!
A ja mogę złożyć sama sobie hold i podziękowanie antysemitom za przyspieszony wyjazd do Izraela 24.3.1968 z Wrocławia. Mamy bogata historie wspomnień i opowiadań i nawet napisano książkę. ‘NAJWAŻNIEJSZY JEST CIĄG DALSZY” autorka Karolina Famulska.
Moje motto: Każde życie to opowieść. A jeśli nie opowieść to nie życie. Tylko dwie daty na pomniku.
Pozdrawiam. Zosia Braun
Dziekuje za pamiec.
Autor wierzy w historię cykliczną która pnie się po spirali ku lepszej przyszłości. Historie starszych cywilizacji wcale tej reguły nie potwierdzają. Także filozofowie tamtych cywilizacji nie myśleli o spirali postępu.
Nawet filozofowie “naszej” cywilizacji zachodniej sprzed 200 – 300 lat nie wspominali spirali postępu. Widocznie ten pomysł zaczął się u Marksa, albo Marks go rozpowszechnił.
Może cała różnica między przyszłością “wtedy” i “dzisiaj” zależy od tego kto definiuje “lepszą przyszłość”.