Napisal i przyslal Heniek Grengras
Zredagowala Anna Karolina Klys
Moja praca polegała na tym, że odbierałem kopie potwierdzeń wpłat od inkasentów, którzy koło 12.00 wracali z miasta gdzie zbierali po domach podatek miejski. Podliczałem wszystko, oddawałem do kasy , naczelnik sprawdzał i podpisywał raport. A później zaznaczałem w kartotece, kto już zapłacił podatek. To nie było to łatwe, bo nazwiska pisane były ręcznie, a do tego dziesiątki nazwisk były takie same –Kohen, Lewi, Israel… Albo na przykład było napisane: nazwisko Israel, imię Israel a do tego obaj mieszkali w tym samym domu, naprawdę łatwo się było pomylić.
Rano przygotowałem nowe listy z wykazami podatników, którzy jeszcze nie zapłacili, dla trzech urzędników. Przychodzili o 9.00, odbierali ode mnie wykaz i szli do miasta. Często, kiedy wracali zwracali uwagę na moje pomyłki w zapisach, ale atmosfera była serdeczna.
Lusia i Ania mieszkały w Hajfie. Ja w ciągu tygodnia po pracy szedłem na obiad do kuchni robotniczej, później wracałem do Ramat-Icchak. Oprócz pracy w magistracie miałem jeszcze prace zlecone dla pralni i lekcję języka raz w tygodniu. W piątek po pracy biegłem na centralny dworzec autobusowy, żeby zdążyć na autobus do Hajfy. Podróż trwała dwie i pół godziny, w przepełnionym autobusie, w upale, ludzie stali nawet w przejściu, to było naprawdę koszmarne.
Ze stacji w Hajfie do domu miałem 5 minut pieszo.
Tak to miało trwać aż do końca sierpnia, bo wtedy mieliśmy się wprowadzić do mieszkania na wzgórzu „har lewiatan” . Miałem nadzieję, że dotychczasowy lokator Krepsa dotrzyma słowa, i wyprowadzi się, chociaż to było uzależnione od terminowego oddania mieszkania, które kupił.
Nagle, w połowie czerwca, dostaliśmy telegram z Krakowa od Heli. Dostała zezwolenie na wyjazd! Oczywiście, potrzebna była ogromna protekcja. Napisała, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, to w lipcu będą w Izraelu.
Radość była wielka, ale zaraz pojawił się też problem, gdzie ich ulokujemy, zanim znajdą mieszkanie. Frymka i Szmuel zaproponowali, że do czasu gdy mieszkanie, które miałem wynająć się nie zwolni, Hela, jej mąż Kuba i jego córka Anita zamieszkają w pokoju, który dotychczas zajmowałem, a ja się przeniosę do mieszkania siostry Frymki. Kontakt z Helą był częsty- zawiadomiliśmy ich, że będą mieli gdzie mieszkać, a oni nam napisali, że będą mogli przewieźć dużo rzeczy (mieli kontakt z celnikiem na granicy), i że mamy dać im znać co nam potrzeba, to przywiozą.
Zapisałem Anię (w Izraelu dostała imię Ilana) do przedszkola od pierwszego września.
Szmuel załatwił miejsce w synagodze na zbliżające się święta- Nowego Roku i Sądnego Dnia.
Czas szybko płynął. Jest już lipiec . Okręt, którym przypłynie Hela z rodziną miał zawinąć do portu 15 lipca. Nadszedł ten dzień. Wszyscy pojechaliśmy rano do portu gdy holowano okręt. Po godzinie zobaczyliśmy Hele ale jeszcze nie mogliśmy usłyszeć jej głosu. Z portu zawieźli ich do obozu Szar Alija . Następnego dnia Janek załatwił dla nich przepustkę. W końcu spotkaliśmy się w mieszkaniu Zalka i Jafy. Anita i Ilana ucałowały się na powitanie i pobiegły do ogrodu. Hela zaczęła opowiadać o podróży. Okazało się, że cudem otrzymali zezwolenie dzięki protekcji u samego premiera Cyrankiewicza.
Następnego dnia pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Lusia, Ania i Anita zostały w Hajfie. Po przesiadce w Tel Awiwie, dojechaliśmy do Ramat Icchak . W mieszkaniu Frymki wszyscy na nas czekali. Oprócz niej i Szmuela były też nasze kuzynki-dwie z mężami, i jedna niezamężna. Hela znała kuzynki z czasów dzieciństwa z Kolbuszowej, ale myślę, że teraz z trudem je rozpoznała. Siedliśmy do przygotowanego stołu. Po wspólnym opowiadaniu, co kto robił przez ostatnie lata, Hela z Kubą poszli się rozpakować do swojego tymczasowego lokum- do pokoju, w którym będą mieszkać aż do września.
Hela nie miała problemów ze znalezieniem pracy. Już po tygodniu zatrudniono ją w aptece Kasy Chorych w T.A. Pracowała od 8 rano z przerwą trzygodzinną, więc wracała do domu dopiero o godzinie dziewiętnastej a nawet dwudziestej. W czasie tej długiej przerwy Hela spała na workach w magazynie lekarstw. Anita, córka Kuby, miała 11 lat. Ponieważ nie znała języka, została wysłana na rok do kibucu gdzie nauczyła się mówić i pisać po hebrajsku. Do domu przyjeżdżała wieczorem w piątek, a już w sobotę wieczorem musiała wracać do kibucu, nie była z tego zadowolona, ale nie miała wyboru. Po roku ojciec zapisał ją do prywatnego gimnazjum w T.A.
Kuba nie znalazł żadnej pracy i tymczasem zajmował się „luft-geszeftem”, ciągle coś planował, organizował, ale nie miał z tego pieniędzy.
Z Helą, Kubą i Anitą mieszkaliśmy w Ramat-Icchak 4 lata. Później Hela kupiła mieszkanie w domu wybudowanym dla pracowników kupat-cholim.
Kiedy zostaliśmy sami jeden pokój urządziliśmy dla Ani, a w drugim mieliśmy salon w dzień a w nocy sypialnię. Tak mieszkaliśmy do 1958 roku.
W 1956 roku niedaleko naszego mieszkania zaczęła się budowa domu. Zacząłem się tym interesować i przez przypadek spotkałem kierownika budowy. Pokazał mi wolne mieszkania w budowie. Zdecydowałem, że kupię jedno z nich. Na pierwszy zadatek miałem pieniądze wycofane z szikun, który wpłaciłem Syjonistom. Ten szikun odstąpiłem wujkowi Lusi, który przyjechał z Holandii. Dostałem pożyczkę w kasie związku pracowników magistratu i kredyt hipoteczny na 10 lat. Tymczasem Ania skończyła szkołę powszechną. W czasie naszej przeprowadzki, w lipcu 1958 r., skończyła pierwszą klasę gimnazjum. Ja dostałem awans w pracy, a Lusia zaczęła pracować w dziale księgowości związków zawodowych w Ramat Gan. Nareszcie, po 20 latach małżeństwa, mieliśmy własne mieszkanie .
Koniec
Poprzednie czesci TUTAJ
Kategorie: Uncategorized, wspomnienia