Filmy i ksiazki

Największy wynalazek XX wieku narodził się z miłości w głowie emigranta z Polski

Nazywał się Baran. Psachij Baran, bo był potomkiem podlaskich Żydów, z Sidry opodal Grodna. Już w USA rodzice zmienili mu imię na Paul, ale on nigdy nie ukrywał swojego pochodzenia.

 


W jednym ze swoich życiorysów pisał: „W 1928 roku przeprowadziłem się do Bostonu jako dwulatek (to była jedna z moich najlepszych decyzji)”.

Nie było w tym słowa przesady.

Gdyby został w Polsce, to w najbardziej optymistycznym scenariuszu mógłby cudem przeżyć wojnę, a potem skończyć politechnikę i tutaj próbować dokonywać pionierskich wynalazków w dziedzinie łączności cyfrowej, choć w roku 1968 pewnie zostałby zmuszony do emigracji. W bardziej pesymistycznej i niestety bardziej prawdopodobnej wersji zginąłby zapewne około roku 1942, razem z większością podlaskich Żydów

Na szczęście dla Paula Barana i dla nas jego rodzice podjęli decyzję o emigracji, zanim się jeszcze urodził. I tak w latach 1968-69, kiedy Władysław Gomułka wypędzał z Polski ostatnich jego ocalonych krewnych, w Ameryce kończono prace nad jego wynalazkiem, który zmienił świat.

Jest to fascynująca historia, którą opowiada Wojciech Orliński w książce „Człowiek, który wynalazł internet”. Zresztą nigdzie indziej tego nie przeczytacie, bo to pierwsza w ogóle biografia Paula Barana, nikt wcześniej nie miał szansy ani okazji jej napisać. Orliński zaczął myszkować w archiwum naukowca na Uniwersytecie Stanforda zaraz po tym, jak zostało skompletowane. Wynik tej kwerendy, prowadzonej zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce, czyta się z wypiekami na twarzy.

Miłość przy wątróbce z drobiu

No więc, jak to było z tą tytułową miłością, z której narodził się internet?

Pewnego razu w Nowym Jorku Paul Baran zobaczył stojącą bezradnie na chodniku dziewczynę otoczoną ciężkimi walizkami. Pomógł jej wtaszczyć je na piętro, a ona w ramach podziękowania zaprosiła go na kolację.

Nazywała się Evelyn Murphy, niezbyt dobrze gotowała, ale spróbowała zrealizować przepis na drobiowe wątróbki, który wyczytała w bieżącym numerze „New York Timesa”. Była to próba najwyraźniej nieudana, bo Baran spojrzał na patelnię i bezceremonialnie wypalił: „Czy my to będziemy jeść, czy już to zjedliśmy?”.

Orliński przypuszcza, że tym właśnie zdobył serce dziewczyny – Mormoni bardzo wysoko cenią sobie cnotę prawdomówności, a Evelyn była potomkinią starego mormońskiego rodu wywodzącego się od pierwszych pielgrzymów, którzy w połowie XIX wieku przemierzyli pustynię w drodze do swojej ziemi obiecanej na słonej pustyni w stanie Utah (ze swojej strony dodam, że musiało zadziałać także poczucie humoru Paula).

Nie rozstali się aż do śmierci. Dla Evelyn, która pochodziła z Kalifornii, Paul także przemierzył kontynent i tę mormońska pustynię, choć w bardziej komfortowych warunkach. Przeniósł się do Los Angeles, a potem do Atherton w Dolinie Krzemowej. A opuszczając wschodnie wybrzeże USA, porzucił dotychczasową pracę, co w konsekwencji doprowadziło go do nowego pracodawcy – organizacji RAND Corporation, która pełniła rolę strategicznego i technologiczne think tanku dla wojska i rządu. Tam w latach 1960-64 opracuje swój kluczowy wynalazek.

Podróżnik w czasie

Najbardziej chyba imponująca jest jego wszędobylskość. Baran przyczynił się do zdumiewająco wielu osiągnięć technologicznych tamtej ery. Aż nie chce się wierzyć, że stało się to czystym przypadkiem. Wygląda to tak, jakby ktoś ze współczesnych wynalazł wehikuł czasu i postanowił z jego pomocą wrócić do początków rewolucji cyfrowej, i to tak, aby być jak najbliżej wszystkich kluczowych wydarzeń.

Baran pracował przy pierwszym komercyjnym komputerze świata (UNIVAC), pierwszym bezzałogowym pocisku manewrującym, pierwszych urządzeniach do magnetycznej rejestracji dźwięku i obrazu, komputerowego rozpoznawania obrazu, cyfrowej transmisji danych, wreszcie – nowego typu rozproszonej sieci łączności.

Internet był dla niego sposobem na zapobieżenie atomowej apokalipsie. Miał zapewnić łączność nawet po zmasowanym ataku jądrowym, którego wizja na początku lat 60. zeszłego wieku była jak najbardziej realna. Jeśli obie strony zimnej wojny miałyby taką niezawodną sieć, a tym samym świadomość, że wroga nie da zaskoczyć i uniknąć odwetu – to żaden z przywódców nie naciśnie pierwszy czerwonego guzika.

Baran zaproponował, aby scentralizowaną dotąd sieć łączności zdigitalizować i rozproszyć, informacje pakować w standardowe cyfrowe bloki obejmujące po 1024 bity, które mogłyby różnymi drogami docierać do celu, niekoniecznie w pierwotnej kolejności. Przypomnijmy, że na początku lat 60. sieci łączących komputery w ogóle jeszcze nie było.

Mimo to on już wtedy był przekonany, że ludzie będą robić za pomocą takich sieci zakupy, załatwiać sprawy urzędowe, przetwarzać dane medyczne, komunikować się z przyjaciółmi. Był też świadomy zagrożeń dla prywatności, jakie się z tym wiążą, sugerował, jak można ich uniknąć.

Calosc TUTAJ

1 odpowiedź »

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: