Ludwik Lewin
W roku 2015 w Niemczech trwały ostre, pełne pasji i goryczy rozmowy, polemiki i debaty na temat uchodźców. W tym samym czasie muzycy, którzy przed wojną, nędzą i rozpaczą uciekli z Syrii do Europy, założyli orkiestrę symfoniczną. Kilka miesięcy później Syrian Expat Philharmonic Orchestra zagrała pierwszy publiczny koncert w Bremie.
„Rozrzuceni wygnaniem w różnych krajach artyści, odnaleźli się dzięki muzyce”, czytam w programie innego koncertu, którego wykonawczynią była berlińska pianistka pochodząca z Warszawy Elżbieta Sternlicht (1).
Był to koncert o innych uchodźcach i innych czasach, czasach, o których się mówi „nigdy więcej” i coraz częściej widzi się ich powracające widmo.
W latach 30’ ubiegłego wieku wielu muzyków żydowskich musiało uciekać z Niemiec i Austrii. Liczni znaleźli schronienie –tylko chwilowe – w innych krajach Europy, innym udało się wyjechać do Stanów Zjednoczonych, niewielka grupka znalazła się w Japonii. Japonia, mimo sojuszu z hitlerowskimi Niemcami, nie prześladowała Żydów, którzy znaleźli się na jej terytorium, na ogół w tranzycie, bo większość starała się dostać do Australii.
Choć po rozpoczęciu wojny z USA władze japońskie podjęły decyzję wywiezienia świeżo przybyłych Żydów do Szanghaju (wtedy pod japońską okupacją), ci którzy przyjechali wcześniej i mieli konkretne zawody, mogli pozostać. Ich losy są na ogół mało znane. W tej kilkusetosobowej grupie byli również muzycy.
Niektórzy spośród tych, którzy znaleźli się na Wyspach Japońskich, nie tylko kontynuowali pracę artystyczną, ale osiągnęli tam ważną pozycję, jako kompozytorzy, wykonawcy i co bardzo ważne, pedagodzy.
Ważne dlatego, że zaszczepili oni w „kraju kwitnącej wiśni” zarówno muzykę zachodnią, jak i miłość do europejskich kompozytorów. Wywarli przez to ogromny wpływ na całe pokolenia muzyków i na publiczność. Dzięki nim w wielkim stopniu, od lat 40’ ubiegłego wieku zaczęła następować integracja europejskiej kultury muzycznej w kulturę japońską. To zjawisko było tam o wiele szybsze i osiągnęło poważniejszą skalę niż gdziekolwiek indziej w Azji.
Prawdą jest, że zainteresowanie zachodnią kulturą, a w tym muzyką, zaczęło się w Japonii już w epoce Meiji (okres w historii Japonii przypadający na lata panowania cesarza Mutsuhito, 1868-1912).
W roku 1929 inauguracyjnym koncertem Tokijskiej Orkiestry Symfonicznej dyrygował rosyjski Żyd Jacques Gershowitz . To jeszcze jedna ilustracja tego, że bez udziału uciekinierów z Europy, zjawisko „uzachodnienia” kultury japońskiej nie osiągnęłoby takiego wymiaru i znaczenia.
Trudna do przecenia w tym procesie jest rola urodzonego w 1895 r. w Krakowie Josepha Rosenstocka. Miał być pianistą, z wyróżnieniem skończył wydział fortepianu Cesarskiej Akademii Muzycznej we Wiedniu, ale uznanie zdobył jako dyrygent i kompozytor.
Najpierw kierował orkiestrami w różnych miastach Niemiec. W r. 1929 zaangażowany został przez nowojorską Metropolitan Opera House, ale bardzo szybko powrócił do Niemiec, gdzie dyrygował orkiestrą w Mannheim. Ponieważ był Żydem, po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r. usunięto go ze stanowiska. Trzy lata później udało mu się wyjechać do Japonii.
Jego pierwszym osiągnięciem było podniesienie poziomu Symfonicznej Orkiestry NHK (wtedy radio, a dziś również publiczna telewizja japońska). Mityczna postacią japońskiej muzyki stał się jednak Rosenstock nie z powodu swych zasług organizacyjno-wychowawczych, ani nie z zachwytu dla jego kompozycji. To on wprowadził do Japonii, nieznaną tam wcześniej, pałeczkę dyrygencką.
Batuta wydaje się niemal nierozłącznym przedłużeniem ręki dyrygenta i zdziwienie budzą ci, którzy jej nie używają. Nie jest jednak wynalazkiem przedwiecznym i choć są jakieś świadectwa używania pałeczki pod koniec XVII w., to upowszechniło się ono dopiero w II ćwierci XIX, w dużej mierze dzięki uporowi Felixa Mendelssohna. Musiał przecież przezwyciężyć opory pierwszych skrzypków, którym dyrygowanie pałeczką bardzo się nie podobało.
Bardzo nie podobało się ambasadorowi Rzeszy w Tokio, że Żyd Rosenstock osiągnął tak ważną pozycję i jest tak bardzo szanowany, jako niemiecki muzyk. Postarał się więc o pozbawienie go obywatelstwa niemieckiego, ale nie udało mu się uciszyć ani jego muzyki, ani szacunku, jakim cieszył się wśród japońskich Kolegów po fachu. Zaraz po zakończeniu wojny Joseph Rosenstock powrócił za pulpit orkiestry NHK, na krótko przemianowanej na „Japońską Orkiestrę Symfoniczną”.
W roku 1948 wyjechał z Japonii by w New York City Opera dyrygować Weselem Figara. Przez następnych dziewięć lat był dyrektorem tego teatru. Jeszcze raz odwiedził Japonię w 1955 r., a w 1961 w nowojorskiej Metropolitan Opera dyrygował Tristanem i Izoldą Wagnera.
Zanim żydowscy muzycy uciekli do Japonii, młody Japończyk Kosaku Yamada (1886 –1965), później ceniony kompozytor i dyrygent, jako pierwszy zaczął budowę mostów między Nipponem a Zachodem.
Urodzony w Tokio, muzyki uczył się najpierw w rodzinnym mieście, ale u niemieckiego nauczyciela. To on zapewne namówił młodego, dobrze zapowiadającego się muzyka na kontynuowanie studiów w Niemczech. W Pruskiej Akademii Sztuk w Berlinie profesorem kompozycji Kosaku Yamady był Max Bruch.
Bruch nie był Żydem, a niektóre źródła zarzucają mu nawet antysemityzm. Był jednak autorem oratorium Mojżesz i zatytułowanej Kol Niderei muzyki na wiolonczelę i orkiestrę. Jego nieco semicki wygląd i żydowska tematyka kompozycji spowodowały, że władze nazistowskie uznały go za Żyda i zakazały wykonywania jego utworów.
Po powrocie do ojczyzny Kosaku Yamada stworzył jedne z pierwszych oper i symfonii japońskich. Był nadzwyczaj płodny, skomponował ponad 1600 utworów i jeszcze znajdował czas na karierę dyrygenta.
Miał ożywione kontakty z żydowskimi muzykami, żyjącymi na japońskim wygnaniu. To dzięki jego interwencjom Klaus Pringsheim (1883 –1972) internowania.
Ten urodzony w Bawarii uczeń Gustava Mahlera do Japonii trafił już w roku 1931, gdzie w Cesarskiej Akademii Muzycznej uczył kompozycji i kontrapunktu. Na skutek nacisku władz niemieckich stracił stanowisko profesora, ale w 1941 r. został dyrygentem tokijskiej Kameralnej Orkiestry Symfonicznej. Po wojnie pragnął przenieść się do USA, ale nie dostał wizy i do końca życia kontynuował pedagogiczną karierę w Japonii.
Zachodnie, ale przecież głownie żydowsko-niemieckie wpływy zaowocowały po wojnie tym, co w programie koncertu Elżbiety Sternlicht nazwano „niepowtarzalnym językiem muzycznym”. Nowe pokolenie muzyków japońskich potrafiło przezwyciężyć ciężar germańskiego dziedzictwa romantycznego i połączyć w swych pracach klasyczną muzykę japońską z osiągnięciami kompozytorów zachodnich. Ich twórczość, zapewne w połączeniu z modą na Azję i Japonię, jaka od lat 70 ub. w. panuje w Europie i Ameryce, wpłynęła z kolei na kształt współczesnej muzyki zachodniej. Ten krąg wzajemnych wpływów zapewne wciąż nie jest zamknięty.
Dwa koncerty berlińskie w r. 2016 przypomniały o tym i ożywiły pamięć żydowskich kompozytorów, dyrygentów i pedagogów, którzy stali u progu tej artystycznej ewolucji.
Obok Elżbiety Sternlicht, współorganizatorką wydarzenia była od dawna pracująca w Niemczech, japońska kompozytorka Mayako Kubo.
Ludwik Lewin
(1)Pianistka Elżbieta Sternlicht jest absolwentką warszawskiej Akademii Muzycznej (obecnie Uniwersytet Muzyczny). Studia kontynuowałą następnie u wybitnych pedagogów w Paryżu. Od wielu lat pracuje w Berlinie, gdzie uczy również w tamtejszym Universität der Künste.
Koncertowała na obu półkulach, grając w najbardziej prestiżowych salach, jak Carnegie Hall w Nowym Jorku i Filharmonia Warszawska. Wybitni kompozytorzy komponowali utwory specjalnie dla niej. Jedną z takich kompozycji jest „Sternlicht Serenade” Piotra Mossa. Wśród jej CD wymienić trzeba pionierskie nagrania dzieł Fanny Hensel (z domu Mendelssohn), i całości utworów na fortepian solo Josefa Kofflera i Arnolda Mendelssohna.
Pierwodruk ukazal sie w Slowie Zydowskim
Wszystkie wpisy Ludwika
TUTAJ
Kategorie: Uncategorized
super!
Niesamowicie ciekawe…Dziekuje