„Byłam w klasie maturalnej, jak dowiedziałam się, to z wariowałam. To jest straszne, ponieważ wszystko co człowiek do tej pory wiedział jest nieprawdą. Zachwiewa mu się cały świat”. Mówiła Joanna Sobolewska-Pyz, nazywana Inką, była przewodnicząca Stowarzyszania „Dzieci Holocaustu” w Polsce.
11 lipca w Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince miało miejsce spotkanie, na którym można było wysłuchać historii założenia stowarzyszenia oraz powodów powstania wystawy „Moi żydowscy rodzice, moi polscy rodzice”, której pomysłodawczynią i inicjatorką jest właśnie Joanna Sobolewska-Pyz, ocalona z Holocaustu.
– Przeglądałam w domu zdjęciu i znalazłam zdjęcia moich drugich rodziców, Sobolewskich, którym zrobiłam teraz na cmentarzu napis „Sprawiedliwi wśród narodów świata”, z czego jestem niesamowicie dumna. Pomyślałam, że może zrobić wystawę fotograficzną ludzi opiekujących się żydowskimi dziećmi, którzy albo tylko je uratowali i, albo potem stali się rodzicami, albo nie –opowiada pani Inka.
Wernisaż wystawy miał miejsce w kwietniu 2015 r. w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Celem jej powstania było upamiętnienie zamordowanych rodziców żydowskich dzieci, a także polskich rodzin, które zdecydowały się chronić i wychować osierocone dzieci. Choć Muzeum POLIN zakończyło już ekspozycję, nadal jej skróconą wersję można oglądać w Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, a pełna jej wersja wciąż podróżuje po całej Polsce, jak i poza granicami kraju (obecnie po Niemczech i Austrii).
Stowarzyszenie na pamiątkę wystawy wydało też specjalny album (tłumaczony w trzech językach: polskim, niemieckim i angielskim). 15 ocalonych dzieci urodzonych między 1939 r. a 1942 r., 15 historii – czasem szczęśliwych, a czasem przytłaczających smutkiem. Opisy różnych postaw Polaków, których łączyła jedna rzecz – wszyscy mimo ogromnego niebezpieczeństwa i trudnej sytuacji życiowej zdecydowali się podjąć olbrzymie ryzyko wychowania żydowskiego dziecka w czasach, kiedy „być Żydem” lub „pomagać Żydowi” oznaczało śmierć. To wyjątkowa wystawa (dostępna również w wersji cyfrowej na stronie www.moirodzice.org.pl), ponieważ tworzą ją przede wszystkim żywi ludzie i ich wspomnienia. Odbiorca ma okazję dowiedzieć się dzięki niej „co było dalej” z ocalonymi z Holocaustu. Jest to niejako sposób na dopisanie brakujących kart historii, a przede wszystkim ukazanie, że uratowanie przed zagładą wcale nie oznaczało końca problemów, czy było równoznaczne z pojęciem „i żyli długo i szczęśliwie”.
Roma (przyp. Romualda Mansfeld-Booth) tak chciała żeby być za mgłą, żeby to zdjęcie nie było wyraziste, ponieważ ma poczucie, że jest gdzieś w cieniu życia, w cieniu świata; że ona miała niedobrą mamę, która jej nigdy nie przytuliła. Dała jej jedzenie i dała jej spanie, ale (Roma) ma poczucie, że ona tak naprawdę nie istniała. Nie powinna istnieć i nie istniała, w sensie nie była kochana wg niej. Tu jest co życiorys, to inna historia i ta wystawa nie ma nic, ale to nic wspólnego z ilością Polaków ratujących Żydów. To jest wystawa jakościowa o ludziach, którzy zaopiekowali się porzuconym dzieckiem – tak o jednej z bohaterek opowiada inicjatorka wystawy.
Relacje bohaterów wystawy ukazują złożoność ludzkich postaw i charakterów ludzi, którzy zajmowali się żydowskimi dziećmi. Ukazują też jak owe postawy wpływały na kształtowanie osobowości ocalonych, dziś już dorosłych ludzi. Choć historie ocalonych były skomplikowane, to jednak każdy dzielący się swoimi wspomnieniami, wyraża głęboką wdzięczność, za pomoc, której doświadczył od polskich rodzin.
– Chcemy pracować na tej wystawie z młodzieżą. Podoba mi się, że nie ma w niej nacisku na nacje: to Polacy, to Żydzi. Są relacje międzyludzkie. Są relacje między matką a ojcem. Jedna z pań (przyp. Dorota Szałajka) opisuje, że jej mama zachorowała na alzheimera, wyzywała ją. Ona znosiła to w upokorzeniu ileś lat, ale postanowiła nie oddawać mamy do domu pomocy społecznej i była dumna z tego, że ją dochowała – wspomina dyrektor Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, Edward Kopówka.
Stowarzyszenie „Dzieci Holocaustu” powstało w 1991 r. jako pokłosie zjazdu na I Światowym Kongresie Dzieci Ukrywanych podczas II Wojny Światowej. Kongres odbył się w Nowym Jorku. Kilka miesięcy potem powstało w Polsce stowarzyszenie skupiające 40 ocalonych. Z biegiem lat liczba członków wzrosła do 800 osób, aktualnie organizacja skupia 600, ale wciąż pojawiają się nowi ludzie, którzy w jakiś sposób dowiedzieli się o swoich żydowskich korzeniach. Przeważającą część stowarzyszonych stanowią kobiety. Dlaczego? Joanna Sobolewska-Pyz, ma kilka swoich teorii.
– Chłopca było dużo trudniej uratować, bo był obrzezany. To jest podstawa. 20-kilka lat temu „Dziecko Holocaustu” nie brzmiało zbyt dumnie, może to było powodem tego, że mężczyźni nie chcieli. Kobiety idą wcześniej na emeryturę, to nie było bez znaczenia. Poza tym może mężczyźni mają większą pewność siebie i więcej ich wyemigrowało w 1968 r., zostało więcej kobiet. Może kobiety są odważniejsze i bardziej dociekliwe. Może mężczyźni nie chcieli należeć do stowarzyszenia? Na tej wystawie jest tylko jeden facet. Jest jeszcze taki, który chodzi za mną do tej pory i mówi: „Jaka piękna wystawa! Dlaczego ja się nie zgodziłem …”Ja mówię: „Bo się durniu bałeś!” Tak, nie chciał, bo bał się, że ludzie przyjdą i zobaczą, że on jest Żydem – opowiada Pani Inka.
Chwilę, kiedy dowiedziała się, że jest żydowskim dzieckiem wspomina jako traumatyczne wydarzenie w swoim życiu.
– Byłam w klasie maturalnej, jak dowiedziałam się, to zwariowałam. To jest straszne, ponieważ wszystko co człowiek do tej pory wiedział jest nieprawdą. Zachwiewa mu się cały świat. Mama nie jest mamą, ojciec nie jest ojcem. Mama powiedziała mi to umierając, więc to była dodatkowa trauma. Wszystko jest nieprawdziwe i dowiaduje się człowiek o jakimś żydowskim pochodzeniu. O Żydach wie tyle, że mieli pejsy i nie wiem co jeszcze…
Podczas spotkania padały pytania ze strony publiczności m.in. o działalność stowarzyszenia, o sposoby ciekawego opowiadania historii, tak aby zainteresować nią kolejne młode pokolenia. Nie obyło się również bez nawiązania do aktualnej dyskusji politycznej nt. stosunku Polaków do Żydów kiedyś i dziś.
– Mówienie o tym, że cała Polska ratowała Żydów, to obraza dla rodziców tych ludzi (ocalonych z Holocaustu), którzy mogli zginąć za ratowanie dziecka. I właśnie takich ludzi bali się nasi rodzice, tych o których teraz się mówi, że cala Polska ratowała Żydów; czyli sąsiadów, znajomych, własnej rodziny. Nie dajcie się otumanić i patrzcie na tę wystawę, jak na wyjątkowych, cudownych bohaterskich ludzi, którzy ratowali żydowskie dzieci – mówiła do zebranych Joanna Sobolwska-Pyz.
Na koniec spotkania głos zabrał również dyrektor Fundacji im. Róży Luksemburg, która sponsorowała cały projekt pt. „Moi żydowscy rodzice, moi polscy rodzice”:
– Ta wystawa dwukrotnie była pokazywana w Niemczech. Jest tam zupełnie inaczej odbierana niż w Polsce. Nie dlatego, że tam ludzie nie wiedzą, co to takiego Holocaust. Wiedzą. Bardzo mało Niemców wiedziało na przykład, że przed wojną w Wilnie w gruncie rzeczy nikt nie mówił po litewsku. Ludzie mówili albo po polsku albo po żydowsku. To pokazuje jak ważnym elementem jest edukacja i jak ważna jest w Unii Europejskiej taka wystawa. Jestem bardzo wzruszony będąc dziś z państwem w Treblince i chciałbym dodać, że Treblinka jest dla mnie bardzo trudnym miejscem na świecie. To spotkanie jest bardzo ważnym momentem w moim życiu – powiedział Holger Politt.
Uczestnicy spotkania otrzymali folder informacyjny nt. Muzeum w Treblince. Jest to efekt pracy podczas praktyki zajęć z historii, które odbyły się kilka lat temu. Autorami są niemieccy uczniowie: Eva Budde, Felix Hansen i Jonathan Sokołowski.
Warto pamiętać, że między lipcem a sierpniem 1942 r. Niemcy stworzyli w Siemiatyczach getto w obrębie ulic Koszarowej, Wysokiej, Górnej i Słowiczyńskiej. Wg różnych źródeł przebywało tam od 4 do 7 tys. żydowskich mieszkańców Siemiatycz, Mielnika, Drohiczyna i innych pobliskich terenów. Wszyscy oni zginęli w obozie w Treblince. Przetrwało tylko dwóch więźniów pochodzących z Siemiatycz: Saul Kuperhand i Benjamin Rok.
Eleni Kryńska, fot. EK
Edward Kopówka dyrektor Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, Joanna Sobolewska-Pyz „Inka”, Holger Pollit – prezes fundacji im. Róży Luxemburg
Kategorie: wspomnienia