Jerzy Klechta

Ogłoszono po raz kolejny restrykcje epidemiologiczne. Od czasów szkolnych nie należę do posłusznych zatem w godzinach świtu wymknąłem się z domu i fru do parku żoliborskiego, gdzie w pobliżu mieszkam. Pobiegałem czy raczej podreptałem, nawet nie spotkałem psa z kulawą nogą.
Jak wariatuńcio z mokrą głową truchcikiem udawałem biegacza. Ale już podczas śniadania dech mi zaparło, gdy oddałem się lekturze prasy rodzimej i dalszej. Ani krzty optymizmu.
To, że udaje się nam wiązać koniec z końcem graniczy z cudem. Politycy są do dupy, że się tak wyrażę. Kościół dryfuje w niewiadomym kierunku. Najbliżej mu do piekła, jeśli nie widzą, że już go mamy. Opozycja stęka, o władzy nie wspomnę, szkoda zdrowia. Suma Summarum – do dupy, że się tak wyrażę.
O jednym zapomniałem donieść: gdy już znalazłem się na mojej ulicy StefanaCzarnieckiego minęło mnie dziewczę z uśmiechem tak pięknym, że dotąd nie mogę ochłonąć.
Jerzy Klechta
Kategorie: Uncategorized
Dziewczę bez maski, bo jak inaczej widzieć uśmiech. Trzymaj się. panie Jerzy,