
Z końcem drugiej wojny światowej granice Polski się zmieniły i ludność zaczęła się przemieszczać. Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej podpisał umowę ze Związkiem Radzieckim, że Polacy i polscy Żydzi znajdujący się w ZSRR mogą zmienić obywatelstwo i wrócić do Polski. Powstał Komitet do Spraw Repatriacji złożony z przedstawiciele ministerstw, organizacji społecznych i Centralny Komitet Żydów Polskich (CKŻP). CKŻP stworzył Wydział Repatriacji przy swoich Komitetach Wojewódzkich Żydów (WKŻ) w całym kraju i na konferencji w Dzierżoniowie powołano Wojewódzki Komitet Żydowski na Dolnym Śląsku.
Państwowy Urząd Repatriacyjny i CKŻP wspólnie ustalili, że opiekę nad repatriantami żydowskimi przejmie CKŻP, na co uzyskał środki państwowe i zbierał pieniądze wśród Żydów. Gdy wiosną 1946-go roku rozpoczęła się repatriacja, przy WKŻ powstawały Komisje Obywatelskie do udzielania pomocy. Większość pociągów dotarła na Dolny Śląsk w pierwszej połowie 1946-go roku. Na granicy kuchnie ludowe Państwowego Urzędu Repatriacji wydawały repatriantom gorący posiłek i zaopatrywały ich w prowiant na drogę. Stąd repatriantów żydowskich kierowano na Dolny Śląsk, gdzie warunki do osadnictwa były przychylne.
Rząd Tymczasowy dokonał podziału administracyjnego, powołał władze i na Dolnym Śląsku osiedlali się Polacy z innych regionów kraju, a następnie repatrianci. Wydział Repatriacji CKŻP napisał list do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej Ziem Odzyskanych, opisał sytuację żydowskich repatriantów, prosił o przydział żywności dla kuchni ludowych, a dla ośrodków noclegowych dziesięć tysięcy łóżek i dwudziestu pięciu tysięcy sienników. Do kolejnych pociągów WKŻ wysyłał instruktorów witających przybyłych, informujących ich dokąd przyjechali. Większość była głodna, obdarta, bez środków do życia, niektórzy z dziećmi, a inni chorzy.
Na swoją działalność CKŻP uzyskał żywność i fundusze od państwa jednocześnie zwrócił się o pomoc do żydowskich organizacji charytatywnych w Stanach Zjednoczonych i międzynarodowej Joint Distribution Committee. WKŻ we Wrocławiu dystrybuował żywność i odzież, tworzył domy noclegowe i kuchnie ludowe dziennie wydające dziesiątki tysięcy obiadów, powstały dwa domy starców i izby chorych, niezbędnych, gdyż wśród przybyłych panowała gruźlica i malaria, wysłano im nawet kompletną łaźnię mobilną i dezynfektory. Początki były trudne, mimo to wrocławski WKŻ przyjął i zapewnił warunki do życia wielu żydowskim repatriantom. Tego roku na Dolny Śląsk przybyły dziesiątki tysięcy Żydów.
CKŻP, Ministerstwo Administracji Publicznej i WKŻ na Dolnym Śląsku wspólnie nakreśliły plan żydowskiego osadnictwa. Będąc objętymi ogólnym planem repatriacji i mieli uprawnienia przysługujące wszystkim repatriantom, WKŻ organizowałby osadnictwo miejskie i wiejskie, a jego filiały rozdzielałyby żywność, odzież i narzędzia pracy, poza tym obejmowałyby niemieckie placówki i zakładałyby tam spółdzielnie spożywcze i wytwórcze. Żydom o odpowiednich kwalifikacjach umożliwiono by zajmowanie stanowisk w administracji lokalnej i państwowej. Organizowaliby kursy i ośrodki szkoleniowe, by wspomóc przewarstwienie się społeczności żydowskiej i podwyższyć jej produktywizację.
Władze państwowe i lokalne uwzględniły te postulaty i współdziałały w przyjmowaniu żydowskich osadników na całym Dolnym Śląsku z nasileniem na powiaty zamieszkałe przez byłych więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, Dzierżoniów, Wałbrzych, Kłodzko i Świdnica. Wielu repatriantów dążyło do zamieszkania w większych ośrodkach miejskich oferujących większe możliwości zarobkowe, handlowe i warunki bytu. Wkrótce najwięcej Żydów mieszkało we Wrocławiu, Dzierżoniowie, Wałbrzychu, Świdnicy, Bielawie i Legnicy, a były to najprężniejsze i najbardziej uprzemysłowione ośrodki na Dolnym Śląsku.
Z zagraniczną pomocą zorganizowane zostało Towarzystwo Opieki Zdrowotnej Ludności Żydowskiej (TOZ) współdziałające z Wydziałami Zdrowia przy KWŻ, których przychodnie i poradnie znajdowały się w trzydziestu trzech miastach Dolnego Śląska, pod ich opieką znajdowało się też sanatorium dla dorosłych chorych na gruźlicę i prewentorium dla dzieci słabych, lub powracających do zdrowia. Poza tym istniały instytucje zajmujące się opieką społeczną prowadzące półinternaty, domy dziecka i domy starców.
Choć niewielu Żydów chciało obejmować gospodarstwa rolne, WKŻ objął w Dzierżoniowie ponad sto hektarów gospodarstwa, gdzie osiedlił sześć rodzin i pomógł im w zakupie inwentarza. W sumie pięciuset rolników żydowskich objęło sto trzydzieści osiem gospodarstw rolnych, a po upływie roku tylko dwieście pięćdziesiąt rodzin pozostało w środowisku wiejskim, lub małomiasteczkowym o charakterze rolniczym, na przykład w Kidlinie, Niemczy i Pieszycach, gdzie zajmowało się rolnictwem i hodowlą. Wzrastała wśród Żydów tendencja przenoszenia się do większych miasteczek z ośrodkami przemysłu, rzemiosła, handlu i administracji.
Od samego początku Żydzi dążyli do odbudowy życia gospodarczego, zmiany struktur społecznych i zawodowych, brakowało jednak miejsc pracy odpowiadających kwalifikacjom starających się o pracę. W celu ich adaptacji Rada Ministrów powołała Komisarza Rządu dla Spraw Produktywizacji Ludności Żydowskiej w Polsce, aby zatrudniał Żydów w przemyśle, rolnictwie i handlu według fachu i uzdolnień, albo ich przekwalifikował. W okręgu dolnośląskim działał w rejonie Dzierżoniów, Legnica, Świdnica, Złotoryja, Wałbrzych, Kamienna Góra, Kłodzko, Ząbkowice i Żary, a miasto i powiat Wrocław i powiaty z małymi skupiskami Żydów, Brzeg, Zgorzelec i Lubań obsługiwał bezpośrednio.
Celem było zatrudnienie Żydów w fabrykach, urzędach państwowych, spółdzielniach, lub prywatnych warsztatach. Pracowali już w przemyśle włókienniczym, ciężkim i górniczym, a jednym z pierwszych żydowskich miejsc pracy była spółdzielni im. Waryńskiego w Wałbrzychu, zorganizowana w końcu 1945-go roku przez dwunastu zdemobilizowanych żydowskich żołnierzy Wojska Polskiego i ocalałych z hitlerowskich obozów więźniów. Zakład po roku zatrudniał siedemdziesiąt sześć Żydów, a wałbrzyska huta szkła Lustrzanka dziewięćdziesięciu czterech. W Bielawie tylko fabryka włókiennicza „Dirig” zatrudniała czterystu żydowskich robotników.
Spółdzielnie żydowskie były pierwszymi przedsięwzięciami tego typu na Dolnym Śląsku, wpierw w powiecie Dzierżoniów i Wałbrzych, następnie Kłodzko, Świdnica i Wrocław. Koordynacją spółdzielni żydowskich zajmowała się Centrala Gospodarcza Solidarność, jednoczyła spółdzielnie, zaopatrywała w surowce i w rynki zbytu dla ich produktów. Dobrze prosperująca spółdzielczość żydowska, było zasługą spółdzielców, jak również rządu przyjaźnie ustosunkowanego do ich potrzeb, przekazującemu obiekty fabryczne spółdzielniom.
Tylko we Wrocławiu uruchomiono trzy fabryki, a Komisarz Rządu do spraw produktywizacji wystawił długoterminową pożyczkę na wykorzystanie ich możliwości produkcyjnych. Największy rozwój spółdzielczości żydowskiej na Dolnym Śląsku wypadł na drugą połowę 1947-go roku, kiedy osiemdziesiąt pięć spółdzielni zatrudniało dwa tysiące trzysta pracowników, a dla dziesięciu tysięcy Żydów były źródłem utrzymania. W latach 1946—1948 połowa spółdzielni żydowskich w Polsce leżała się na Dolnym Śląsku. O znaczeniu Dolnego Śląska w rozwoju żydowskiej spółdzielczości świadczy zorganizowanie w 1946-m roku pierwszego wszechpolskiego zjazdu spółdzielców żydowskich we Wrocławiu.
Znaczny udział w odbudowie życia gospodarczego społeczności żydowskiej miał Bank dla Produktywizacji Żydów w Polsce (BGŻP), który spółdzielniom i rzemieślnikom udzielał korzystnej pomocy organizacyjnej, prawnej i finansowej, ułatwiając im jednocześnie zaopatrzenie w surowce i materiały pochodzenia krajowego i zagranicznego. CG Solidarność dysponowała dużym kapitałem zakładowym udzielała pożyczek i kredytów dla rolnictwa. Przez BGŻP wpływała również na Dolny Śląsk pomoc materialna od Jointu i Ziomkostw Żydów Polskich w wielu krajach.
Proces aktywizacji zawodowej Żydów prowadził do poważnych zmian w społeczności żydowskiej Dolnego Śląska. Zmniejszyła się liczba nie pracujących zawodowo, chociaż mimo środków zachęcających nie udało się wszystkich nakłonić do podjęcia pracy. Przełamana została niechęć Żydów do niektórych zawodów. Stan zdrowia i struktura demograficzna społeczności żydowskiej Dolnego Śląska wymagały roztoczenia nad nią szczególnej opieki lekarskiej i pomocy materialnej. Stabilizacja życia, odpowiednie warunki polityczne i ekonomiczne pozwoliły na rozwój kultury, nauki i sztuki.
Część repatriantów żydowskich traktowała swój pobyt na Dolnym Śląsku jako przejściowy i wielu z nich od razu udało się do amerykańskiej strefy w Niemczech, a partie syjonistyczne organizowały nielegalną emigrację do Palestyny. W 1946-m roku przywódcy CKŻP wystosowali w imieniu ludności żydowskiej w Polsce memorandum do Komisji Anglo-Amerykańskiej do spraw Palestyny. Przedstawili tragiczny los polskich Żydów podczas wojny, lęk ocalałych przed życiem w kaźni swoich rodzin, przyjaciół i współbratymców, czego następstwem było dążenie do opuszczenia Polski i budowania swojej powojennej przyszłości gdzie indziej.
Tendencje te wzrosły drastycznie w drugim półroczu 1946-go roku, po pogromie na Żydów w Kielcach, gdzie ojciec ośmioletniego chłopca zameldował w komisariacie MO jego zaginięcie. Chłopiec był na wsi, ale gdy wrócił do domu, ojciec powiedział milicji, że syn uwolnił się z piwnicy budynku KŻ, gdzie był więziony i rozniosła się pogłoska, jakoby Żydzi go porwali, by dokonać na nim mordu rytualnego. Liczna grupa milicjantów udała się na miejsce rzekomej zbrodni informując napotkanych mieszkańców, gdzie idą i po co. Przed budynkiem zebrał się złowrogi tłum, a do milicjantów dołączyli żołnierze WP i KBW oraz funkcjonariusze lokalnego UBP.
Żołnierze i milicjanci wdarli się do budynku i rozbroili Żydów, kilku zastrzelili, innych wyrzucili przez okno, a pozostałych wygnali przed krwią podniecony, rozwścieczony tłum. Dwóch księży próbowało się tam przedostać, by załagodzić nastroje, jednak wojsko ich nie dopuściło i na terenie całych Kielc odbyła się mordercza orgia. Zabijano i dobijano rannych w drodze do szpitala. Zabito 37-u Żydów, a 35-u zraniono i okaleczono. Zabito również trzech katolików o podejrzanym wyglądzie. Budynek KŻ nie miał piwnic, zeznania ojca były kłamliwe, jednak na spotkaniu z CKŻP po pogromie ówczesny biskup lubelski Stefan Wyszyński odmówił zajęcia stanowiska.
Żydowscy repatrianci z roku 1946-go dowiedzieli się wówczas, że zanim przyjechali do Polski w Siedlcach bestialsko zabito dziesiątki mężczyzn, kobiet i dzieci żydowskich, że Stronnictwo Ludowe w Jodłowie wygnało Żydów z miasteczka, w Tarnowie nałożyło na nich kontrybucje, a w wielu powiatach pod groźbą wysiedlenia przemocą zarządy nakazywały Żydom opuszczenie powiatu. Również urzędnicy ówczesnej administracji byli wrodzy wobec powracających Żydów i z pomocą terenowych komend MO i UB zabronili im osiedlania się w ich terenie, właśnie ci byli niejednokrotnie sprawcami napaści, rabunków i morderstw.
Pogromy w powojennej Polsce, zachwiały wiarą Żydów we własne tutaj bezpieczeństwo, z zagładą świeżo w pamięci obawiali się o własne życie i masowo opuszczali Polskę. Tylko w sierpniu 1946-go roku przewinęła się przez Kłodzko fala emigrantów, podążających na punkt graniczny w Kudowie, gdzie dziennie rejestrowano od piętnastu do dwudziestu tysięcy emigrantów, którzy przez Czechy, Austrię i Włochy udawali się do Stanów Zjednoczonych, lub przez Cypr do Palestyny. Emigracja na jeszcze większą skalę rozpoczęła się po proklamowaniu państwa Izrael w 1948-m roku i trwała do końca roku 1949-go, kiedy władze zamknęły granice.
W pierwszych latach po wojnie w Polsce żyło trzysta czterdzieści tysięcy Żydów, większość na Dolnym Śląsku, gdzie pod parasolem Rządu Tymczasowego, CKŻP i WKŻ istniały żydowskie gminy wyznaniowe, spółdzielczość wiejska i miejska i zakłady przemysłowe, domy starców, stołówki, służba zdrowia, przedszkola, szkoły powszechne i zawodowe, tradycyjne żydowskie partie polityczne, ośrodki kultury i sztuki, amatorskie teatry i chóry. Do 1948-go roku na Dolnym Śląsku istniał rodzaj autonomii żydowskiej, którą zakończyła emigracja trzystu tysięcy Żydów. Na Dolnym Śląsku pozostało ich tylko dwadzieścia tysięcy i zamarł największy powojenny ośrodek życia żydowskiego w Polsce.
Filip Guldeninger
Kategorie: Uncategorized
Moja rodzina byla jedna z tych,przesiedlonych do Dolnego Slaska w1946. Pierwszy przystanek- Zary kolo Zagania. Bylismy tam chyba okolo dwu lat, potem prznieslismy sie do Wroclawia. Zaczelam szkole podstawowa w1948 we wrzesniu. Moj tato pracowal w jednej z tych zydowskich spoldzielni -Spoldzielnia im. Olgina. kto to byl Olgin, do dzisiaj nie wiem.
Po 1948, zamknieto granice na wyjazd do Izraela. Ale nie hermetycznie. W 1954 -55 znow granica , do dzis zostala otwarta. W Latach Marzec 1955 do 1963, Na rzadanie ZSRR byla zamknieta , tylkò dla repatriation z od 1956 do 1963. Natychmiast po wygasnieciu tej umowy 1. 1. 1963, Zydzi znow mogli wyjezdzac swobodnie do Izraela.
do Walerian Domanski:
1) antysemityzm byl i bedzie zawsze, tak jak polonofobia (niemila ale niespecjalnie grozna).
2) milo ze rozwija sie filosemityzm, udzial polskich Zydow/zydowskich Polakow w rozwoj Polski jest niedoceniony/wypierany,
duzy wplyw na ten rozwoj ma tez zachowanie drugiej strony.
trzymam kciuki za normalnosc,
Apropo ze Zydzi woleli do miasta raczej niz na roli. 1. Cóz, aby pracowac na roli lub z hodowli trzeba doswiadczenia, czytaj – zajmowac sie z tym juz wczesniej, byc z rodziny takowej… Albo ewentualnie byc syjonista i marzyc o kibucu rolniczym w Izraelu albo w ogóle pracy rolnej… Slowem, tylko niewielu Zydów chcialoby i mogloby utrzymywac gospodarstwa rolne. Jezeli mowa o 250 rodzinach to przeciez i tak duzo… OK. Inny oczywisty powód azeby starac sie dostac do wiekszego miasta, albo przynajmniej miec gospodarstwo tuz, to dostep do gminy zydowskiej… Szczególnie jezeli jest sie religijnym, to trzeba przeciez 10 mezczyzn do minjan, zbiorowej modlitwy… No i jaka synagoga, moze i szkola zydowska… A i niereligijni Zydzi przeciez chcieli miec jakis kontakt z gmina zydowska. Religijna albo i nie, typ TSKZ.
A dzisiaj po Żydach pozostał jedynie antysemityzm.