
Isaac Bashevis Singer stwierdził, że “każda żydowska ulica w Warszawie była samodzielnym miastem”. Jak wyglądało życie kulturalne tych “miast”?
Na początku lat 30. społeczność żydowska w Warszawie liczyła ponad 350 tysięcy osób, co stanowiło około 1/3 mieszkańców stolicy. Choć w dwudziestoleciu nie istniała formalnie w Warszawie dzielnica żydowska, to za taką zwykło się uważać okolice Grzybowa, Leszna, Muranowa i Powązek. W tych rejonach żyło 60% warszawskich Żydów.
Stanowiły one mikrokosmosy, na które składały się ulice pobożnych chasydów, zamożnych kupców i owiane złą sławą zaułki proletariackiej Niskiej, Stawek czy Smoczej, o której Bernard Singer pisał: “ulica furmanów, łachmaniarzy, złodziei z pozorami romantyczności, mszczących krzywdę ubogich przez okradanie nieco zamożniejszych”. Miłej, na której według Broniewskiego, “ani jedno drzewko nie rośnie” i która “wcale nie jest miła”. Isaac Bashevis Singer, który mieszkał przez wiele lat na Krochmalnej, tak przedstawiał niepisaną hierarchię ulic i zróżnicowanie warszawskiej społeczności żydowskiej:
Za dobre uważano ulice położone w południowej części żydowskiej Warszawy: Śliską, Pańską, Grzybowską, Twardą, plac Grzybowski, Gnojną, Krochmalną, Mariańską. Trudno wytłumaczyć, dlaczego właśnie ich mieszkańcy uważali się za prawdziwych warszawiaków. Rzadko tutaj zabłądził litwak, w szabas chasydzi spacerowali tu w sztrajmlach na głowie, tutaj też mieszkała najpobożniejsza i najbardziej konserwatywna część Żydów warszawskich. Duże firmy raczej się tu nie instalowały, najczęściej widziało się małe sklepy z żywnością, przyprawami korzennymi, mlekiem, słodyczami, składziki węglowe. Większość mieszkańców żyła ubogo, ale jeśli już ktoś było bogaczem, to solidnym bogaczem, bez bankructw, długów, hipoteki. […] “Te” okolice ulubili sobie rabini i cadykowie. Każdy czcigodny rebe, gdy przybywał do Warszawy, zatrzymywał się właśnie tu i tu miał wszelkie wygody. Na przykład tramwaje jeździły tylko po niektórych ulicach, więc chasydzi mogli bez przeszkód zajmować całą jezdnię. Również i podziemny światek wolał te okolice. Na “tamtych” ulicach można było co prawda dobrze się obłowić, ale tutaj swobodniej się odpoczywało.

Witryny i szyldy sklepowe przy ul. Nalewki 20 w Warszawie, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
[…] Do “tamtych” ulic należały: Dzielna, Pawia, Gęsia, Miła, Niska, Stawki, plac Muranowski, a już przede wszystkim Nalewki i Franciszkańska. Panował tam wieczny rejwach i zamęt. Tamtejsi Żydzi handlowali przed I wojną z Władywostokiem, Pietropawłowskiem, a nawet z Chinami. Sklepy mieli zapakowane towarem pod sam sufit. Czynsze w tamtej okolicy płacono wysokie, bowiem każde mieszkanie było małym przedsiębiorstwem. Doprawdy nikt by nie zliczył fabryczek, które się tam mieściły. Harmider zapamiętale targujących się głosów nie słabł w ciągu dnia nawet na chwilę. Tam również stały domy nauki i chasydzkie sztiblech, ale były one niewidoczne wśród sklepów, warsztatów i fabryk, które je otaczały.
Przytoczony fragment pochodzi z tekstu “Każda żydowska ulica w Warszawie była osobnym miastem”. Opublikował go nowojorski “Forwerts” w lipcu 1944, gdy po większości z “tych” i “tamtych” ulic nie pozostał ślad.
Nalewki 2
Z całej dzielnicy ocalał fragment reklamy ściennej: “bolesne usuwanie odcisków”. “Bez” zmiótł wybuch. I na ścieżce asfaltowej kij wbity w gruzy przez jakiegoś maniaka czysto teoretycznej w tych warunkach planowości. Na kiju tabliczka “ulica Nowolipki”.

Warszawa, ul. Nalewki, róg Długiej, 1910-1919, fot. Biblioteka Narodowa Polona
Osławione Nalewki – muranowski Nowy Świat, ulica 1001 sklepików, składzików, kramików. Bernard Singer, reporter, który wychował się na tej ulicy, opisywał jej rytm następująco:
Cały jej urok polegał na niezdrowym, nieustannym i nierytmicznym ruchu. W dzień wszyscy dokądś się spieszyli nie rozglądając się i popychając jeden drugiego. Cała ulica biegła. […] Nie wiem, ile sklepów było na Nalewkach. W każdym razie w ciągu pierwszych lat naszego stulecia liczba ich wzrosła dziesięciokrotnie. Duży lokal dzielono na części, a w każdej z nich inny kupiec urządzał swój sklep, czasem było ich pięciu, sześciu. Budkę z wodą sodową w bramie zamieniano na sklep. Piwnice przerabiano na składy. Długie wielopodwórzowe domy miały roje sprzedawców bez sklepów.
Róg Nalewek i Długiej był niepisaną granicą Dzielnicy Północnej. Pisarz i redaktor “Naszego Przeglądu” Jakub Appenszlak pisał w powieści “Piętra. Dom na Bielańskiej” z 1933 roku o “niewidzialnej linii demarkacyjnej”:
Sobotni tłum wychodził z dzielnicy żydowskiej na przechadzkę w lepsze, milsze strony, nie tak ponure jak Dzika czy Franciszkańska. […] Getto pozornie nie istniało: Na Nalewkach, przy pasażu Simonsa, nie wznosił się mur zamykający dostępu do okolic polskich. […] A jednak potok sobotni po przepłynięciu głównej arterii Warszawy wracać musiał za niewidzialną linię demarkacyjną, wracał do łożyska.
Pasaż Simonsa, od którego rozpoczynały się Nalewki, był wielkim kompleksem handlowym, ale też odgrywał ważną rolę w życiu kulturalnym Dzielnicy. Oprócz dziesiątek sklepów różnego asortymentu znajdowały się w nim restauracje, księgarnie i kilka redakcji. Wśród nich redakcja pisma “Literarisze Bleter” (Kartki Literackie), które można porównać do “Wiadomości Literackich”. Pismo promowało świecką i nowoczesną literaturę jidysz, pisały do niego najważniejsze postacie epoki: Izrael Joszua Singer (starszy brat Isaaca Bashevisa, załatwił mu w redakcji pracę korektora), Perec Markisz, Mejchel Rawicz.
W 1926 roku zainaugurował tu swoją działalność Teatr Miniatur Azazel. Za scenografię odpowiadali czołowi twórcy żydowskiej awangardy, Henryk Berlewi i Władysław Wajntraub. Gwiazdami była aktorska para Ola Lilith i Władysław Godik. Ów kabaret literacki spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Wylansowano tu przebój “Shimmy Azazel”, który śpiewała cała Warszawa.

Mecz bokserski Makkabi Warszawa – Warta Poznań w Warszawie. Drużyna Makkabi Warszawa przed zawodami. Widoczni m.in. zawodnicy Pilnik (4. z lewej) i Borensztein (6. z lewej), 1934, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
W Pasażu Simonsa siedzibę miało Żydowskie Towarzystwo Gimnastyczno-Sportowe Makabi. Na Nalewkach trenowały sekcje bokserska i gimnastyczna. Oprócz tego klub miał własne boisko z bieżnią lekkoatletyczną przy Alei Zielenieckiej (tam, gdzie dziś błonia Stadionu Narodowego), a nawet własną przystań i kąpielisko nad Wisłą.
Syjonistyczne Makabi było największym, lecz nie jedynym klubem sportowym żydowskiej Warszawy. Działały one z reguły pod auspicjami partii politycznych i organizacji społecznych. Drużyną Poalej Syjon-Prawica był Hapoel, a Poalej Syjon-Lewica miał swoją Gwiazdę-Sztern. Ich sala treningowa była na Lesznie, piłkarze grali na boisku przy Okopowej, które należało do związanej z PPS Skry. Gwiazda była jednym z najlepszych żydowskich klubów piłkarskich, ale jej najbardziej uznanym zawodnikiem był pięściarz Szapsel Rotholc, mistrz Polski 1933 roku i zwycięzca pojedynku Polska-Niemcy, który odbył się we Wrocławiu cztery dni po Nocy Kryształowej. Podczas meczu polscy i żydowscy kibice mieli ponoć zgodnie krzyczeć: “Szapsio, bij Szwaba w swastykę”.
![Afisz, wtorek, 18 października 1927 r. o godz. 3 po poł. mecz piłki nożnej: W.K.S. Legja, Ż.T.G.S. Makabi [...], fot. Biblioteka Narodowa Polona Afisz, wtorek, 18 października 1927 r. o godz. 3 po poł. mecz piłki nożnej: W.K.S. Legja, Ż.T.G.S. Makabi [...], fot. Biblioteka Narodowa Polona](https://api.culture.pl/sites/default/files/styles/1920_auto/public/2019-04/makabi-polona.jpg?itok=QW1YAS5p)
Afisz, wtorek, 18 października 1927 r. o godz. 3 po poł. mecz piłki nożnej: W.K.S. Legja, Ż.T.G.S. Makabi […]. fot. Biblioteka Narodowa Polona
Sekcja sportowa socjalistycznego Bundu (Nalewki 34) nazywała się Morgnsztern (Jutrznia). Twórcy klubu na początku działalności chcieli krzewić ducha demokratycznej kultury fizycznej i wzbraniali się przed trenowaniem sportów opierających się na agresywnej rywalizacji, jak piłka nożna czy boks. Z czasem jednak ulegli gustom kibiców.
Tłomackie 13

Posłowie w bufecie sejmowym w przeddzień otwarcia sesji sejmowej. Widoczny Leon Reich (z lewej) i dziennikarz żydowski Bernard Singer. 1929, fot. http://www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Mała uliczka Tłomackie (zaledwie kilkanaście adresów), a tyle ważnych miejsc dla społeczności warszawskich Żydów.Na Tłomackiem mieściła się Wielka Synagoga ze swoim światowej sławy kantorem Gerszonem Sirotą. Zaraz obok znajdowała się Centralna Biblioteka Judaistyczna (w jej budynku mieści się dziś Żydowski Instytut Historyczny).
Pod trzynastką mieścił się Związek Dziennikarzy i Pisarzy Żydowskich. Był on dla autorów piszących w jidysz i po hebrajsku (tych było w Warszawie mniej), tym czym Mała Ziemiańska dla twórców polskojęzycznych. Zbierali się tu pisarze uznani i młodzi awangardyści, dziennikarze pism różnych odcieni. Można było napić się kawy, coś przekąsić, w piątkowe wieczory odbywały się huczne potańcówki. Bywalcy nazywali ów lokal pieszczotliwie Budą.
Tu swoje wystawy organizowało Żydowskie Towarzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych. Tu od 1926 roku siedzibę miał Żydowski Pen Club. Jego przewodniczący, Zusman Segałowicz, poświęcił temu miejscu i ludziom z nim związanym książkę:
Buda była niezastąpiona. Bez niej nie potrafilibyśmy żyć. Jej drzwi stały zawsze otworem. Tu czuliśmy się wolnymi Żydami. […] Wszystkie pokoje tętniły życiem. Prelekcje gromadziły tłumy słuchaczy.
Pod portretem I.L. Pereca zbierał się tu panteon współczesnych twórców jidysz. Szalom Asz, Kadie Mołodowska, Icyk Mangier, bracia Singerowie i wspomniani wyżej twórcy związani z “Literaturisze Bleter”.
Nieopodal znajdowała się ulica Rymarska, nieistniejąca dziś, która przecinała Plac Bankowy. Przez pewien czas mieściła się przy niej redakcja pisma “Ewa” – polskojęzycznego pisma dla nowoczesnych kobiet żydowskich. Redaktorką naczelną była Paulina Appenszlak.

Członkowie grupy Hałastra w Warszawie. Od lewej Mendel Elkin, Perec Hirszbejn, Uri-Cwi Grinberg, Perec Markisz, Melech Rawicz i Izrael Jehoszua Singer (1922), fot. Anka Grupińska, Bogna Burska, “Żydzi Warszawy 1861–1943”, Warszawa, Żydowski Instytut Historyczny, 2003, p. 169/Wikipedia
Parę kroków od “Budy” przebiegała ulica Leszno (dziś Aleja “Solidarności”). W Teatrze Central (Leszno 1) rozpoczęła się historia warszawskiej awangardy jidysz. Czterech młodych poetów postanowiło zorganizować poranek literacki, “aż się cała Warszawa zakołysze”. 28 stycznia 1922, w sobotni poranek, gdy pobożni Żydzi modlą się w synagogach.
Zjechali do Warszawy z różnych stron: Mejlech Rawicz z Wiednia, Perec Markisz z Kijowa, Uri Cwi Grinberg ze Lwowa. W rodzinne strony powraca z Rosji czwarty z nich – I.J. Singer. Tworzą w duchu futuryzmu i ekspresjonizmu, buntują się przeciw “liczącemu wówczas może… sześć lat, ale dla nas już zbyt staremu i zgrzybiałemu stowarzyszeniu pisarzy przy Tłomackiem”. Wpierw skupiają się wokół pisma “Ringen” Michała Weicherta, z czasem pojawiają się kolejne tytuły: “Di Wog”, “Albatros” i “Chaliastre”, czyli Hałastra, jak nazwą swoją grupę. Współpracują z łódzkim Jung Jidysz (m.in. Mojsze Broderzon), w “Ringen” artykuły o suprematyzmie publikuje El Lissitzky, ilustracje do “Chaliastre” przesyła Marc Chagall.
Wierzą, że Warszawa, stolica dopiero co odrodzonego kraju, może być też stolicą odrodzenia nowoczesnej kultury jidysz. W końcu tu znajdują się liczne jidyszowe stowarzyszenia i organizacje kulturalne, a i przede wszystkim jest dla kogo pisać. Rawicz wspominał później ten warszawski czas:
Warsze – Warsze – Warsze. Słowo to opętało mnie niczym dybuk. Śpiewałem je dniem i nocą – słowo ciemne, potężne.
Nowolipki 7

Janusz Korczak wśród wychowanków i pracowników Domu Sierot na koloni letniej DS “Różyczka”, Wawer (wtedy pod Warszawą, dziś Marysin Wawerski), 1938; ; oryginalne odbitki znajdują się w Izraelu, w Ghetto Fighters’ House., fot. Ośrodek Dokumentacji i Badań Korczakianum w Warszawie
Pod tym adresem mieściła się redakcja “Małego Przeglądu”. Jej najmłodszy współpracownik w roku 1933 miał lat 5 (Miecio z Miłej), najstarszy 55 i nazywał się Janusz Korczak. Był redaktorem naczelnym do 1930, potem stanowisko przejął wskazany przez niego Igor Newerly. I to by było na tyle, jeśli chodzi o dorosłych – resztę zespołu redakcyjnego stanowiły dzieci i młodzież. Był to ewenement w dziejach prasy.
“Mały Przegląd” wychodził jako cotygodniowy dodatek do “Naszego Przeglądu”. Miał swoich korespondentów z Otwocka, Łodzi, Białegostoku czy Lublina, jak i z Nowego Jorku, Paryża i kibuców Palestyny. Ale wielu autorów pochodziło z najbliższej okolicy: Dzikiej, Miłej, Gęsiej, Stawki. Jeden z nich pisał tak:
Tak, nazywam się Lejzor, a Lejzor to nie Ludwik ani Henryk […]. A Gęsia to nie Marszałkowska ani Nowy Świat. Nie wstydzę się swojego środowiska ani przyjaciół z zaułka. Gdy piszę, zawsze mam ich na myśli. Jestem i pozostanę Lejzorem z Gęsiej.
Lejzor był gwiazdą pisma, podobnie jak Hersz Kaliszer, wychowanek Domu Sierot, który w wieku 16 lat prysnął z Warszawy i udał się na dwuletnią włóczęgę, która zaowocowała reporterskim cyklem “Na gapę do Palestyny”. Na łamach pisma debiutował m.in. Zygmunt Bauman czy ośmioletni Józef Hen. Ten ostatni pisał w tomie “Nie boję się bezsennych nocy”:
Dla mnie były to postacie legendarne, sławy większe od poetów “Wiadomości Literackich” – ta Lusia z Częstochowy, Lejzor z Gęsiej, Efraim, Emkott, Saluniek z Brukowej, Aneri, jedenastoletnia autorka powieści Dycia z Zamościa – obserwowałem ich rozwój, zachwycałem się ich piórem, pisałem i ja do “Małego Przeglądu”, ale nawet nie marzyłem o tym, żeby im dorównać.
W Małym Przeglądzie poruszano właściwie każdy temat. Korespondenci pisali o problemach w szkole i sprzeczkach ze starszym rodzeństwem, jak i o syjonizmie, antysemityzmie, wyzysku w pracy (wielu nastolatków już pracowało) i wojnie domowej w Hiszpanii. O sprawach poważnych pisano poważnie, daleko od tabloidowego stylu. Pisał Korczak: “Zło jest krzykliwe, zaczepne, natrętne – samo się pcha na łamy dziennika”.
Redakcja opracowała system motywacyjny dla swoich autorów, za ciekawe teksty można było otrzymać np. pamiątkową pocztówkę, która upoważniała do wstępu (z dwoma osobami) na pokaz filmowy w jednym ze stołecznych kin.
Teatry: Dzielna 1, Bielańska 5 i inne

Teatr Scala przy ulicy Dzielnej 1 w Warszawie. Zespół teatralny, 1932,
Icchak Turkow-Grudberg, aktor legendarnej Trupy Wileńskiej i autor wielu książek na temat dziejów żydowskiego teatru, nazwał Warszawę “kolebką teatru jidysz”. Jego tradycje w tym mieście sięgają jeszcze pierwszej połowy XIX wieku, w latach 80. owego stulecia przybył tu Abraham Goldfaden, uważany za ojca współczesnego teatru w mame-loszn (co oznacza dosłownie w jidysz język matczyny).
W dwudziestoleciu sztuki w jidysz wystawiano m.in. w Teatrze Kamińskiego (sala na 1300 miejsc przy Oboźnej 1/3), Nowości (ul. Bielańska 5), Scala (Dzielna 1), czy Elizeum przy Karowej.
W tym ostatnim grywała m.in. sławna w całej Europie Trupa Wileńska (Londyński “Sunday Times” zachwalał spektakl Trupy takim hasłem: “Gdy Einstein zobaczył ich w Berlinie, zmienił swoje poglądy na grawitację”).

Teatr Scala przy ulicy Dzielnej 1 w Warszawie. Zespół teatralny, 1932,
Tadeusz Boy-Żeleński pisał po premierze ich sztuki Pereca “Nocą na starym rynku”.
Czy to ma jakiś sens, aby żyjąc obok siebie tak mało wiedzieć o sobie, tak zupełnie się nie znać? Grywa się u nas sztuki z całego świata, często błahe i liche, a nie czynimy absolutnie nic dla poznania duszy narodu, z którym jest nam przeznaczone współżycie. Czy nie warto by w teatrach polskich pokazać paru reprezentatywnych utworów żydowskich?
Polskie i żydowskie sceny teatralne funkcjonowały z reguły obok siebie, choć zdarzały się czasem przypadki budowania mostów między nimi. Do tej kategorii zalicza się jidyszowa inscenizacja szekspirowskiej “Burzy” w przekładzie Arona Cetlinja, dokonana przez Leona Schillera wraz z łódzkim zespołem Folks un Jugnt-Teater (Teatr Ludowy i dla Młodzieży). W Warszawie pokazywano ją w Teatrze Nowości przy Bielańskiej 5, który w drugiej połowie lat 30. był jedną z najważniejszych scen żydowskich. Tutaj błyszczała gwiazda Idy Kamińskiej, a eksperymenty spotykały się z klasycznym repertuarem. Tu grała Orkiestra Symfoniczna Żydowskiego Towarzystwa Muzycznego. Tu odbywały się wiece polityczne, tutaj swoje skecze wystawiali komicy Idysze Bande: Izrael Szumacher i Szymon Dżigan. Grali oni też w Teatrze Scala przy Dzielnej, który specjalizował się w music-hallach i rewiach.

Orkiestra mandolinistów na dziedzińcu teatru Nowości przy ulicy Bielańskiej 5 w Warszawie, 1931, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)
Kolejnemu nurtowi w jidyszowym teatrze przyświecał cel by “zmienić teatr Dybuka, teatr folkloru, w teatr społeczny”. Taką przemianę przeszła zresztą w swoim warszawskim okresie Trupa Wileńska, która od wspomnianego “Dybuka” An-skiego (który był ich najsławniejszym przedstawieniem), przeszła do repertuaru zaangażowanego politycznie: “Krzyczcie, Chiny!” Tretiakowa czy “Czarne getto” O’Neilla, poruszającego kwestie rasizmu w USA. Reżyserował je Jakub Rotbaum. Taki też był Jung Teater Michała Weicherta.
Zespół składał się z młodych robotników i rzemieślników, grających w teatrze “po godzinach”. Ponoć Aleksander Zelwerowicz był na tyle zafascynowany działalnością grupy, że przyprowadzał swoich studentów na wszystkie premiery. Wrażenie na widzach robiły również scenografia (odpowiadał za nią Szymon Syrkus z grupy Praesens) i nowatorskie rozwiązania, np. brak jednoznacznego podziału na scenę i widownię.
Zadebiutowali faktomontażem “Boston”, opowiadającym o głośnym procesie anarchistów, Sacco i Vanzettiego, niesłusznie skazanych na karę śmierci. Tę sztukę odegrali również po polsku w Teatrze im. Żeromskiego na żoliborskim osiedlu WSM-u. Nie mieli stałego lokalu, grali m.in. w siedzibie Cechu Krawców przy Senatorskiej.
W Warszawie gościły też uznane teatry żydowskie zza granicy jak palestyński Ohel (z różnorodnym, hebrajskojęzycznym repertuarem na podstawie Pereca, Zweiga czy Gorkiego) czy moskiewska, a potem również palestyńska Habima, która przyjeżdżała do stolicy kilkukrotnie.
Wreszcie, były teatry mniej sławne na biednych ulicach Muranowa. Jeden z nich mieścił się na Smoczej 30. Jacek Leociak w “Biografiach ulic” przytacza fragment wspomnień Mosze Zonszajna, opublikowanych po wojnie w Buenos Aires:
Smocza nie chodziła do teatru dla przyjemności, żeby miło spędzić czas. Smocza chodziła przeżywać swoje własne nędzne życie, przy okazji cudzych tragedii wypłakać się nad własnym losem oraz cieszyć radościami innych, gdyż własnych brakowało.
Autor: Patryk Zakrzewski, kwiecień 2019
Żydowskie życie kulturalne w przedwojennej Warszawie
Kategorie: Uncategorized