Zenon Rogala
Szliśmy w tym ogłupiającym marszu, noga za nogą. Miałem już tego tak serdecznie dość, że w pewnym momencie wypełniła się gorąca moja niecierpliwość. Tak, kiedy wrzątek podnosi pokrywkę, tak moja niecierpliwość eksplodowała. Dalej już eksperymentować nie będę, w tej chwili już wiedziałem na pewno, że to co może miało jakiś sens przed wyrażoną zgodą na ten idiotyczny eksperyment marszu do tyłu, teraz, kiedy nie tylko ja, ale inni też na pewno mają serdecznie dość tej dziwacznej, pokracznej i bezsensownej wyprawy w przeszłość.
Czułem zresztą, że wszyscy idący wraz ze mną są tego samego zdania, ale nikt nie chce pokazać, że to on pierwszy ma zamiar zrezygnować z tego dziwactwa. Pomyślałem, że nawet za cenę okazania tej słabości, że nawet, jeśli poddam siebie takiej krytycznej ocenie, to w rezultacie i tak będą mi wdzięczni, że to ja miałem odwagę pierwszy powiedzieć dość. Oczywiście, że w tej wyższości jaką za chwilę będą mi okazywać uczestnicy tego dziwnego marszu, będzie również odrobina wdzięczności, że wyzwoliłem ich z tego stałego napięcia, czy już powinni zrezygnować, czy to oni powinni być pierwszymi i czy to ich nazwiska będą zapisane jako pierwsze, licząc oczywiście jako pierwsze od haniebnego końca.
Cóż, widocznie przeliczyłem swoje możliwości, widocznie zbyt mało czasu poświęciłem tej idiotycznej dyscyplinie, nigdy wszakże nie zdarzyła się okazja, aby to ćwiczenie przyniosło jakieś określone korzyści tak dla każdego z nas, z osobna, jak tym bardziej dla naszej dziwacznej zbiorowości. Więc to będę ja, i ja przejdę, a właściwie nie przejdę, a stanę do historii odpadając z tej konkurencji, jako ktoś słaby, niewytrwały, uległy, wsteczny, wręcz zacofany. Zacofany to dobre, najlepsze określenie mego aktualnego stanu, poziomu fizycznej kondycji . Ale nie tylko fizycznej, ta jeszcze nie jest u kresu, najgorsza ta umysłowa, ta od której wszystko zależy, przebieg tej konkurencji i tego dziwnego rozwijania pamięci, nie nawijania na walec pamięci, ale rozwijania z tego walca. Ile tej życiowej kliszy przejdzie mi pod nogami.
Patrząc w dół mógłbym sądzić, że uniknę zerkania na minione , a tymczasem jest wręcz odwrotnie. Powoli, a wraz ze zwolnionym tempem marszu, klisza filmowa puszczona do tyły wyzwala, ciekawość sprawdzenia do końca i przekonania się co tam właściwie było na samym początku, od czego to wszystko się zaczęło, co leży u podstaw, gdzie jest ten prosty sens, czy warto było , czy na coś się przydałem, ile ton piasku zdeptałem w tym marszu, ile litrów potu wylałem i ile razy powieki zamykały moje oczy i kiedy po raz ostatni. Dziwię się, że zgodziłem się na ten dziwaczny marsz, właściwie z ciekawości i potrzeby zmiany, bez namysłu zgłosiłem się do tej od niedawna obowiązkowej marszruty, marszu do tyłu czasu, żeby przyjrzeć się powoli przesuwającej się filmowej taśmie życiowego filmu.
Marsz do tyłu, czyli marsz rozpoczęty piętami. Idziesz do przodu, zaczynając marsz piętami, palce z tyłu, ale marsz do przodu. Idziesz tyłem. Dziwne.
Wszystkie wpisy Zenka
TUTAJ
Kategorie: Opowiadania